Refleksje na niedzielę: Czy Prawo jest jeszcze ważne?

Prawo żydowskie mówiło wyraźnie – nierządnice należało wyprowadzić za miasto i ukamienować – „Ktokolwiek cudzołoży z żoną bliźniego, będzie ukarany śmiercią i cudzołożnik, i cudzołożnica” (Kpł 20,10).

To ma być kara zarówno dla grzesznicy jak i ostrzeżenie dla innych ludzi. Tego również oczekują faryzeusze przyprowadzający kobietę. Prawo jest święte!

Jednak Jezus postępuje inaczej – nie wydaje na Nią wyroku wprost. Mówi: „Kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci w Nią kamień”. Ależ Panie wszyscy jesteśmy grzesznikami! Faryzeusze też to wiedzą – i odchodzą.

Pojawia się zatem pytanie – czy Prawo jest jeszcze ważne? Skoro wyroki mają wydawać tylko bezgrzeszni – a takich nie ma – to Prawo już nie jest możliwe do wyegzekwowania.

Czy w takim razie Prawo ma sens?

Czy Pan Jezus chciał powiedzieć, że czas Prawa się skończył?

Przecież w innym momencie Pan Jezus wyraźnie powiedział „Zaprawdę bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni” (Mt 5,18).

Co więc chciał nam przekazać?

Jak mamy rozumieć przesłanie?

Odpowiedź znajdziemy w słowach św. Pawła: „Zanim zaś nastały czasy wiary, strzegło nas Prawo. Byliśmy zamknięci aż do momentu objawienia się wiary. Tak więc Prawo stało się opiekunem czuwającym nad nami aż do czasu przyjścia Chrystusa, byśmy dzięki wierze doznali usprawiedliwienia. Gdy zaś nastały czasy wiary, już nie jesteśmy poddani opiekunowi” (Ga 3,23-25). Prawo miało być naszym wychowawcą. Wszelkie zasady podawane nam przez Pismo służą do kształtowania własnego sumienia. Wymogi, często bardzo wysokie, mają służyć rozwojowi naszej duchowości, naszych cnót, naszego sumienia. Zwięźle wyraził to Jezus w słowach do faryzeuszy: „Dajecie dziesięcinę z mięty, z kopru, z kminku, zaniedbując przy tym to co najważniejsze w prawie: sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę” (Mt 23,23). Prawo nie nakazywało dziesięciny z tych ziół, to była ich dobra wola. Niestety nie odkryli oni tego co najważniejsze – ducha prawa, idei miłosierdzia, która przyświecała prawodawcy, wspierania innych ludzi. Przepisy miały zmieniać serce, otworzyć na potrzeby drugiego – bliźniego.

Czy zatem można osądzać czyny innych? I tak i nie!

Nie – jeśli chcemy potępiać, oceniać, napiętnować, tak jak faryzeusze.

Tak – jeśli chcemy dobra bliźniego, chcemy pokazać grzech by można było się nawrócić. Pan Jezus wyraźnie mówił: „Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!” (Mt 18, 15-17). Celem działania nie jest potępienie – a nawrócenie. Co więcej Katechizm – podając Grzechy cudze i Uczynki miłosierdzia wobec duszy – wyraźnie nakazuje nam troszczenie się o zbawienie bliźnich.

Nie można przejść obojętnie wobec grzechu nie będąc współwinnym.