Refleksje na niedzielę: Jak nie sięgnąć dna?

„Ojcze daj mi część majątku, która na mnie przypada (…) zabrawszy wszystko odjechał w dalekie strony”. Jaki smutek przebija z tej pierwszej sceny! Żadnej wdzięczności syna wobec ojca.

Ani jednego życzliwego słowa za pot, jaki ojciec pewnie musiał przelać, aby zgromadzić ten majątek. Ojciec został zredukowany do roli ekonoma przekazującego spadek. Syna interesuje tylko jego część ojcowizny, a nie ojcowskie rady, wartości czy uczucia. Domaga się swojej części majątku, jakby ojciec już nie żył. Chce „majątku, który mu przypada” w ten sposób pokazując, że jest synem jedynie po to, by dochodzić swej części spadku.

Jezus nie wyssał z palca tej historii opowiedzianej w przypowieści. Zaczerpnął ją, niestety, z życia. I mamy tu do czynienia z sytuacją częściej zdarzającą się obecnie niż w czasach Jezusa. Dzieci, które opuszczają dom trzaskając drzwiami, które trwonią dziedzictwo na różnego rodzaju używki lub inne złe rzeczy, to są współcześni naśladowcy ewangelicznego syna marnotrawnego. Jakże często dziś gdy skończą się pieniądze, wracają bez cienia wstydu, często domagając się wówczas dalszych pieniędzy, nie zaś, by prosić o przebaczenie. A ilu to starszych i schorowanych rodziców przepisało majątek na dzieci, a teraz mieszkają kątem w domu wybudowanym własnymi rękami w poczcie czoła i jeszcze nie ma im kto podać choćby kubka wody, czy talerza zupy, bo najlepiej by było jakby „zbędni lokatorzy” odeszli już do Pana! To jest postawa sięgająca dna, którym jest egoizm i życie bez miłości i wdzięczności.

Na co pragnął przeznaczyć swoją część dziedzictwa młodszy syn? Starszy brat powie to wprost „roztrwonił ojcowski majątek z nierządnicami”, czyli nie wziął tych pieniędzy po to, żeby stały się podstawą do zbudowania czegoś w życiu, ale by żyć rozrzutnie, nieodpowiedzialnie, tylko docinając przyjemności chwili obecnej. Wynik takiego postępowania jest zawsze taki sam: skończyły się pieniądze, zabrakło przyjaciół. Chłopiec został sam, pozbawiony wszystkiego, aż w końcu najął się na pastucha świń. Egzystencja sięgnęła dna!!! Jakże często człowiek mówi, że jak osiągnie dno, dopiero gdy będzie się miał od czego odbić, wtedy uświadomi sobie, że trzeba w życiu coś, a może i wszystko, zmienić. Ale człowiek nie musi sięgnąć dna, by w każdej chwili zmienić swoje życie. Nie musimy jak syn marnotrawny „napełniać swój żołądek strąkami, którymi pasły się świnie”, aby doświadczyć poniżenia i utraty wszystkiego, a szczególnie własnej godności.

A może gdy w tej roli syna marnotrawnego dostrzegasz siebie, warto jak on powiedzieć „zgrzeszyłem” i już od dziś zacząć drogę powrotu do Ojca. Zacznij to od dobrej, szczerej spowiedzi i postawy miłości jaką okażesz drugiemu człowiekowi. Ilu to jest pośród nas ludzi mówiących: „A z czego ja mam się nawracać? Nie mam się z czego spowiadać! Nikogo nie zabiłem, nie okradłem”. Jakże wyjałowione stały się nasze sumienia, jakże niewrażliwe na to wszystko co chociażby zaniedbujemy! Nie żyjmy w duchowym mroku. Odkryjmy jak ów syn marnotrawny, że trzeba naprawić to co popsuliśmy w swoim życiu, i wobec Boga, jak i wobec drugiego człowieka. Niech codzienna pogoń za dobrami tego świata nie zaślepi nas jak bohatera dzisiejszej przypowieści. Uczmy się na błędach innych, by w życiu nie osiągnąć dna.

Duszpasterz