Uzbornia: Niemcy rozstrzelali 50 cywilów – to już 76 lat

Dzisiaj mija 76 lat od krwawej egzekucji na 50 cywilach wykonanej przez hitlerowców w Bochni. Była to zemsta za to, że w nocy z 16 na 17 grudnia 1939 roku dwóch mieszkańców Bochni napadło na posterunek niemieckiej policji zlokalizowany przy Rynku.

Zginęło wtedy dwóch niemieckich policjantów, jeden został ciężko ranny, śmierć ponieśli też obaj Polacy. W odwecie władze niemieckie wydały rozkaz rozstrzelania 29 aresztantów, przetrzymywanych w areszcie Sądu Grodzkiego. Nakazano też zabrać z domów i rozstrzelać kolejne 21-22 osób na podstawie specjalnej listy. Obie te grupy zaprowadzono na Uzborni, gdzie już przygotowany był dla nich grób.

Już od godzin rannych 20 Żydów kopało pod nadzorem niemieckim zbiorową mogiłę. O 12.00 rozpoczęła się egzekucja, rozstrzeliwano w grupach 6-7-osobowych. Egzekucji dokonywali Niemcy z batalionu konnego wchodzącego w skład pułku policji Kraków. Dowódcą egzekucji był major Wilhelm Albrecht, natomiast na miejsce z Krakowa przyjechał gubernator Otto Wechter, osoba numer 1 w dystrykcie krakowskim – mówi Ireneusz Sobas, historyk, szef wydziału edukacji w bocheńskim starostwie.

W trakcie egzekucji wykonywane były zdjęcia, zebrane później w album. Po wojnie jeden jego egzemplarz wpadł się w ręce aliantów i stał się niemym świadkiem zbrodni, dokonanej na narodzie polskim. Z grupy rozstrzelanych tylko połowę stanowili mieszkańcy Bochni, pozostali byli mieszkańcami powiatu bocheńskiego, brzeskiego, a nawet krakowskiego.

——————————————————-

Poniżej przypominamy artykuł Jana Flaszy, dyrektora Muzeum im. Stanisława Fischera poświęcony egzekucji na Uzborni. Tekst został przygotowany z myślą o 60. rocznicy tej tragedii:

Jeszcze dziś, po sześćdziesięciu latach, jakie upłynęły od tamtego dramatycznego, grudniowego dnia, nie wszystkie szczegóły zostały w pełni wyświetlone. Niejednoznaczne są również oceny i interpretacje faktów oraz motywów. Niekiedy przypisuje się Jarosławowi Zygmuntowi Krzyszkowskiemu i Fryderykowi Piątkowskiemu – których zuchwały napad na posterunek policji niemieckiej uruchomił przerażającą sekwencję wypadków – przynależność do konspiracyjnej organizacji „Orzeł Biały”. Inni fakt ten poddają w wątpliwość, sugerując, że był to po prostu akt młodzieńczej brawury, wręcz lekkomyślności, za który Niemcy, zaraz na początku wojny, odpowiedzieli zastosowaniem morderczej zasady odpowiedzialności zbiorowej. Podkreśla się zarazem, iż próbując wyjść z sytuacji wybrano „mniejsze zło”, typując tych a nie innych ludzi do egzekucji. Ale taka jest natura i logika wyboru „mniejszego zła”, że nie daje ono szansy na jednoznaczną ocenę i uspokojenie sumienia. Pozostaje bowiem zawsze wątpliwość co do słuszności wyboru. Ale czy w ogóle tego wyboru w warunkach okupacyjnego terroru dało się uniknąć? Musimy w tym miejscu zatrzymać mnożące się pytania i po prostu pochylić się w zadumie i głębokiej refleksji nad tragedią okupacyjnej, grudniowej nocy.

Najpełniejszy opis wydarzenia dał Jan Kaczmarczyk (1897 – 1971) – oficer WP i instruktor PW w Bochni do 1939 r., uczestnik kampanii wrześniowej, współorganizator wojskowej organizacji konspiracyjnej Związek Odbudowy Rzeczypospolitej – w opracowaniu Egzekucja w Bochni 18 grudnia 1939 r., którego maszynopis znajduje się w zbiorach bocheńskiego muzeum. Rekonstruuje je w sposób następujący. „W godzinach wieczornych dnia 16 grudnia 1939 r. Jarosław Zygmunt Krzyszkowski i Fryderyk Piątkowski dokonali śmiałego napadu na posterunek policji niemieckiej, mieszczący się w Bochni Rynek 16 w domu adwokata dr Kronika, w czasie nieobecności policjantów niemieckich na posterunku, w celu zabrania broni i amunicji. Będący w pobliżu na rynku policjanci niemieccy zaalarmowani ruchem na posterunku, oraz przez służącą adwokata Kronika, wkroczyli na posterunek, lecz musieli się wycofać, ponieważ obaj Polacy, zabraną bronią na posterunku, zaczęli się ostrzeliwać i bronić dostępu granatami ręcznymi. Wywiązała się blisko dwugodzinna walka w której 2–ch policjantów niemieckich zostało zabitych i komendant posterunku ciężko ranny. Ciężko ranni zostali również obaj Polacy, a lokal posterunku został zdemolowany od wybuchów granatów ręcznych i pocisków karabinowych. Po północy przyjechała z Krakowa do Bochni ekspedycja karna samochodami ciężarowymi i pancernymi w sile jednego batalionu SS i rozlokowała się na rynku. Nad ranem dnia 17 grudnia 1939 r. (niedziela) obaj Polacy zostali powieszeni na jednym słupie latarnianym w rynku przed posterunkiem gdzie odbył się napad. Ciała powieszonych wisiały na słupie latarni do czwartku dnia 21 grudnia 1939 r. W odwet za ten napad Niemcy w dniu 18 grudnia 1939 r. przeprowadzili szereg aresztowań ludności polskiej w mieście. Początkowo zabierali ludzi spośród inteligencji miejscowej, później jednak na skutek perswazji osób pełniących czynności urzędnicze w magistracie względnie w ówczesnym zarządzie miasta Bochni, że miejscowa inteligencja nie ma nic z napadem wspólnego, zwolnili zakładników a zabierali z domów ludzi według listy wystawionej przez ówczesny zarząd miasta Bochni, oraz zabrali z aresztu Sądu Grodzkiego w Bochni 29 osób, przebywających tam za rożne drobne przekroczenia administracyjne, lub nawet bez doniesień karnych”. Dodajmy, że wśród rozstrzelanych pod Uzbornią było, oprócz 29 osób, były także 23 osoby zabrane z domów lub z ulicy bez żadnego powodu. Zachowały się dokładne listy rozstrzelanych i tylko 3 indywidualne fotografie ofiar egzekucji (Wacława Dreździka ur. 1910, Mariana Konaszewskiego ur. 1912, Władysława Samka ur.1906), która, jak to określiły władze okupacyjne, miała charakter pokazowo-szkoleniowy. Całą akcją kierował mjr Albrecht a przyglądał się jej, przybyły z Krakowa, gubernator Otto Wachter.

Równocześnie przez cały dzień grupa sześciu zakładników stała pod strażą na Rynku. „Całą grupę aresztowanych mężczyzn – kontynuuje w cytowanym, opracowaniu J. Kaczmarczyk – Niemcy przepędzili z rękami podniesionymi ul. Kazimierza Wielkiego pod lasek na Uzborni, gdzie zmuszeni do tej pracy Żydzi wykopali dwa doły. Nad wykopane doły Niemcy doprowadzali aresztowanych piątkami i dokonywali egzekucji przez rozstrzelanie. Po każdej salwie jeden z oficerów niemieckich dochodził do leżących na ziemi i dobijał pojedynczymi strzałami. Trafiały się wypadki w czasie egzekucji, że ranni próbowali zbiec, tych dobijano z broni maszynowej. Po jednej salwie nie trafiony Zygmunt Wilgocki zbiegł i mimo strzelania za nim z broni maszynowej przebiegł przez lasek w kierunku Kurowa później w okolice Łapanowa, gdzie ukrywał się. W roku 1942 został ponownie przez Niemców aresztowany i odesłany do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu [zginął pod Ścianą Śmierci. Następnym skazańcom wiązano ręce do tyłu, by uniemożliwić im ucieczkę – przy. JF].

Po egzekucji, Żydzi stojący obok przez cały czas, zmuszeni zostali do grzebania ciał rozstrzelanych, zasypania dołów i zadeptania ziemi. Powieszeni Krzyszkowski i Piątkowski zostali zdjęci ze słupa a ciała ich również pochowane na miejscu rozstrzelania pod laskiem. W czasie egzekucji niektórzy Niemcy robili sobie pamiątkowe zdjęcia fotograficzne, niektóre z tych zdjęć wywoływane i kopiowane były w miejscowym zakładzie fotograficznym Gargulowej a stąd, drogą konspiracyjną, dostały się do rąk osób postronnych, następnie przez członków ZWZ do władz nadrzędnych a potem zagranicę, gdzie już w roku 1940 zostały opublikowane. Ponadto już po wojnie władze alianckie na Zachodzie skonfiskowały u jednego z Niemców cały album p.t. „Suhne fur Bochnia 18 XII 1939” (fotografie w tym albumie opatrzone były pieczęcią „Fotoableithung des Distriktes Krakau, Leiter: Reg. Oberinspektor Paul Brondner”). Album składający się z 24 zdjęć formatu pocztówkowego znajduje się w Głównej Komisji Badania Zbrodni Przeciw Narodowi Polskiemu. Instytut Pamięci Narodowej.

Fotografie z egzekucji pod Uzbornią były wielokrotnie publikowane w różnych wydawnictwach, nie zawsze jednak zgodnie z prawdą historyczną. Na okładce książki rosyjskiego „historyka” Muchina, Katyńska powieść kryminalna, ilustrowały… katyńską zbrodnię. Dla odmiany w Encyklopedii Holokaustu wydanej w Izraelu były przykładem eksterminacji narodu żydowskiego, zaś w amerykańskim piśmie Life z 1941 roku miały być przykładem tragedii mieszkańców śląskiego miasteczka, którego nazwy nie podano.

Zdjęcia, o których mowa można było obejrzeć w formie dużych fotogramów na wystawie „Bochnia w 1939 roku” w opracowaniu kustosz Janiny Kęsek, zorganizowanej przez Muzeum im. Stanisława Fischera. Pokazują niewyobrażalny dramat ludzi prowadzonych na rozstrzelanie i na miejscu kaźni. Trwogę widać przede wszystkim na zdjęciach pokazujących ofiary, tuż przed tym, jak padły salwy niemieckiego plutonu egzekucyjnego: ręce złożone do modlitwy przed ostatnią drogą, potem już tylko martwe ciała z powiązanymi rękami na zakrwawionym śniegu…

Daty 18 grudnia 1939 r. nie sposób w Bochni zapomnieć. Nie wolno zapomnieć, porażających dni Adwentu przed pierwszymi świętami Bożego Narodzenia w okupowanej Polsce. Lecz dramat pod Uzbornią poraża nie tylko nas. Niedawno goszcząc grupę turystów niemieckich zwiedzających muzeum, zauważyliśmy, że najdłużej zatrzymywali się przy ekspozycji pokazującej właśnie to wydarzenie. Zaciekawienie, niedowierzanie, przerażenie, wstyd, że to się naprawdę wydarzyło? – Tak, to się wydarzyło naprawdę! Niekwestionowanym świadectwem jest mogiła – miejsce pamięci narodowej – na której w 1949 r. społeczeństwo bocheńskie postawiło obelisk, opatrzony stosowną inskrypcją.

Jan Flasza