Co z placem targowym przy ul. Partyzantów?

Tylko w Bochni można robić dobre interesy – taka jest żartobliwa konkluzja dzisiejszego spotkania burmistrza z wójtami w sprawie placu targowego przy ul. Partyzantów.

Przypomnijmy, problem dotyczy wymagań, jakie postawił w decyzji z 1 października 2008 Wacław Czaja, Powiatowy Lekarz Weterynarii. Według jego opinii, plac w obecnym kształcie nie spełnia wymogów sanitarnych, co oznacza, że handel żywymi zwierzętami nie jest na nim możliwy. Według szacunków burmistrza Bogdana Kosturkiewicza spełnienie wszystkich wymogów kosztowałoby bocheńskiego podatnika 1,5 mln zł, dlatego burmistrz chce, aby w kosztach partycypowały okoliczne gminy.

Spotkanie wykazało, że nie wszystkie gminy taką partycypacją są zainteresowane, np. gmina Łapanów ma własny plac targowy i podobne zastrzeżenia lekarza weterynarii. Dlatego wójt Jan Kulig powiedział jasno, że Bochnia na dotację ze strony Łapanowa liczyć nie może. W spotkaniu nie uczestniczyli wójtowie gmin Żegocina i Trzciana (wydaje się, że i oni mogą argumentować odmowę współfinansowania inwestycji tym, że ich mieszkańcy mają bliżej na plac targowy do Łapanowa niż do Bochni).

W imieniu gminy Bochnia wystąpiła wicewójt Eugenia Ignacyk, która powiedziała, że gmina ta jest zainteresowana korzystaniem z placu targowego, jednak wicewójt nie miała dyspozycji co do partycypacji. W tej sprawie słowo będzie należało do wójta Jerzego Lysego. Podobne zdanie wypowiedział Andrzej Stańczyk, wiceburmistrz Nowego Wiśnicza, który zwrócił uwagę na potrzebę uściślenia partycypacji i określenia kosztów. Z kolei wójt Drwini Andrzej Kular zasugerował, że potrzebne byłoby podpisanie porozumienia; przyznał również, że na terenie gminy Drwinia funkcjonuje punkt skupu żywca. Wielu mieszkańców gminy handluje też w nieodległych Proszowicach. Zainteresowanie placem targowym wyraził też wójt Rzezawy Józef Słonina, który powiedział wręcz, że ludzie mentalnie są przyzwyczajeni do czwartkowego handlowania w Bochni. Przyznał, on że w jego gminie próbowano uruchomić plac, jednak po kilku latach „umarł on śmiercią naturalną”. – Widać, że tylko w Bochni można robić dobre interesy – skonkludowano.

Wacław Stachura, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska bocheńskiego starostwa, przyznał że wymagania stawiane przez lekarza weterynarii (notabene nie zaproszono go na spotkanie), są zbyt wygórowane i jego urząd przyjrzy się sprawie.

Na razie nie osiągnięto konsensu, potrzeba do niego kolejnych spotkań. Mówiło się o potrzebie zaproszenia przedstawicieli Małopolskiej Izby Rolniczej. Istnieje też możliwość, że placem zajmie się osoba zewnętrza. Burmistrz przyznał, że zgłosił się do niego człowiek z prośbą o udostępnienie terenu. Miałby on ponieść koszty inwestycyjne, jednak w zamian chce aby miasto zrzekło się pobierania opłaty targowej. Na to jednak burmistrz przystać nie chce.

There are 2 comments

  1. Plac targowy przy ul, Partyzantów już dawno przestał być placem handlowym dla rolników. Część z rampą załadunkową i tzw. magazynem żywca dawno została zlikwidowana, a na pozostałej części handluje się meblami, starociami, firankami, sprzętem gospodarstwa domowego jednorazowego użytku „made in China oraz pomarańczami i kiwi (typowo polskimi produktami rolnymi). Na placu pozostali sprzedawcy drobiu, gołębi (gdy nie ma zakazu ze względu na ptasią grypę) i królików. Rolnicy sprzedający zboże, ziemniaki, owoce i warzywa zostali „wygonieni” na pobocza ul. Partyzantów. Może to utrudnia ruch samochodów, ale ktoś tym placem zarządza i do takiej sytuacji dopuścił, że na placu sprzedaje się wszystko tylko nie płody rolne. Zgadzam się z lekarzem wet., że plac nie spełnia wymagań do sprzedaży dużych zwierząt, bo brakuje rampy za-i wyładowczej, boksów dla zwierząt, pomieszczenia-izolatki dla zwierząt chorych, poideł itd, Tylko końmi, krowami, owcami i tucznikami już dawno tu się nie handluje. Wcześnie rano (4-5 rano sprzedaje się prosięta (z przyczepy), tylko dla 15-20 kg prosięcia żaden rolnik nie potrzebuje rampy za-i wyładowczej. Ujęcie wody, poidła, pomieszczenie dla lekarza wet. wyznaczenie miejsc i postawienie zakazu handlu innymi rzeczami niż płody rolne, drobne zwierzęta (drób, gołębie, króliki i prosięta)oraz drobny sprzęt do produkcji rolnej (motyka, grabie, koszyk, wiadro itd) nie będzie kosztowało 1,5 mln. zł. Natomiast jeżeli to ma być dalej plac do handlu wszystkim, tylko nie płodami rolnymi i zwierzętami to jestem z wójtami, którzy nie chcą partycypować w kosztach. Właściciele placu nie rozumieją co to są płody rolne i zwierzęta gospodarskie. Nawet dziecko wie, że rolnik jak jedzie na plac targowy sprzedać płody rolne czy zwierzęta to „przy okazji” robi zakupy w sklepach miasta Bochni. Wobec tego czy jest sens likwidować plac targowy. Chyba, że jest to konkurencja dla właścicieli sklepów, bo Bochniacy jadą po tańsze ziemniaki, owoce i warzywa na plac przy ul.Partyzantów. Gorąca prośba do właścicieli placu, władz miasta i bocheńskich gmin. Jeżeli, rzeczywiście leży Wam na sercu rolnictwo, podbocheńskie wsie i dobro samych mieszkańców miasta to proszę jechać w czwartek na plac przy ul. Partyzantów, popatrzeć czy jest tak jak piszę, trochę pomyśleć i zacząć działać. Myślenie nic nie kosztuje, natomiast jak go brakuje to rodzą się demony w postaci zakazów. Gorąco pozdrawiam i przypominam – niedługo wybory.

  2. Mobilizator - uwierzcie w TEJ Gminie może być lepiej!! |

    Czy to tak trudno sie z orientować ze chodzi o układ,
    czemu nie wymieniono nazwiska tego człowieka który chce udostępnić swój teren.