Refleksje na niedzielę: Tylko poprzez miłość poznamy Boga

Co niedziela zaglądając na tę stronę internetową, dostrzegamy obrazek – ikonę A. Rublowa, który przedstawia nam Trójcę Świętą. Dziś przeżywamy uroczystość „całego” Boga, czyli Ojca, Syna i Ducha Świętego, czyli Trójcy Przenajświętszej, trzech osób boskich, które przypominają nam jakże ważną prawdę, że Bóg jest miłością.

Duch Święty jest tym obrazem miłości między Ojcem, a Synem. Jak zrozumieć miłość, szczególnie tę miłość bezinteresowną jaką każdego z nas obdarza sam Bóg?

Dla wielu osób pojęcie czystej, bezinteresownej miłości jest czymś zupełnie nie do wyobrażenia. Dlaczego? Bo bardzo często, już nawet od dzieciństwa, wkradało się do naszego życia rozumienie miłości, jako zapłaty. Zapłaty za posłuszeństwo, za pracowitość, za grzeczność.

Spójrzmy w przeszłość. Już w szkole kochano tych najgrzeczniejszych i najpilniejszych, natomiast ci niesforni szli do kąta, czy też byli „nagradzani uwagami za złe zachowanie”. Wianuszek przyjaciół otaczał zwykle ludzi uśmiechniętych, życzliwych, o barwnej osobowości. Ci mniej ciekawi, zamknięci w sobie, konfliktowi najczęściej pozostawali na uboczu. Po ślubie, gdy któreś z małżonków zawiodło drugą stronę, bardzo szybko mogło usłyszeć: „Już cię nie kocham, bo jesteś fałszywy, cyniczny egoista”. I chociaż w domu, w szkole czy w małżeństwie można było dostać dwie, trzy, czy pięć szans na poprawę, to w końcu cierpliwość niejednego rodzica, nauczyciela, kolegi czy współmałżonka wyczerpywała się.

Dlatego teraz, gdy słyszymy o miłości Boga, że On kocha bezgranicznie, zawsze, „za nic”, nie możemy tego pojąć i zrozumieć, bo w naszym życiu niejednokrotnie jest zupełnie inaczej. Czasem myślimy – tyle razy zawiodłem Boga i chyba u Niego jestem po prostu skreślony na zawsze. Dobrze, jak jeszcze tak myślimy, bo wielu w ogóle się tym nie przejmuje i nawet nie pyta się w głębi serca: co Bóg „myśli” patrząc na moje życie? Pomyśl jakie jest twoje wyobrażenie o Bogu? Pamiętaj, że to ty zostałeś stworzony na obraz i podobieństwo Boga, a często jest tak, że to człowiek tworzy sobie Boga na swoje podobieństwo, według własnych potrzeb i oczekiwań. A wtedy można się bardzo rozczarować, bo Bóg staje się dla nas zabezpieczeniem lub jest tylko po to, by spełniać to, czego my chcemy! Ilu z nas stworzyło sobie karykaturę Boga, któremu trzeba płacić za miłość: „Jeśli nie będę się gorliwie modlić, to Bóg przestanie mnie kochać. Jeśli popełnię grzech, utracę Go. Jeśli coś niedobrego będzie się w moim życiu powtarzać, On się rozgniewa i straci dla mnie cierpliwość”. Ilu ludzi odeszło od Boga, od sakramentów, od modlitwy, bo któregoś dnia poczuli, że cała ich religijność nie ma sensu. Dlaczego? Bo w ich postępowaniu i myśleniu nie było Miłości, nie było Boga, który sam jest Miłością. Trudno jest wierzyć nie kochając Boga! Nie można patrzeć na Boga, tylko w kategorii nagrody i kary, a odrzucić postawę miłości, która ma być fundamentem naszej relacji z Bogiem, a także z bliźnimi.

Wielu z nas jest niezadowolonych ze swojego życia religijnego. Modlitwa byle jaka (o ile w ogóle jest!), z zachowaniem przykazań różnie bywa (o ile niektórych, już nie wyrzuciłem z mojego życia!), i w ogóle do świętości ciągle „pod górkę”, ciągle daleko, może nawet coraz dalej. I co się wtedy dzieje z życiem religijnym wielu ludzi? Zaczynają omijać Kościół, bo tam ciągle przypominają, że trzeba być świętym, a to przecież niemożliwe. Pisma świętego lepiej nie czytać, bo tam można znaleźć twarde słowa, a już od konfesjonału to lepiej z daleka, bo to po prostu wstyd, żeby w kółko wałkować te same grzechy. Iluż z nas pogrążyło się w złudnym przeświadczeniu, że nie stać ich na to, by kupić sobie miłość Pana Boga, że zostali przez Niego odrzuceni. Ale pamiętaj: Bóg jest miłością. Kocha ciebie takiego jakim jesteś, ale czy ty kochasz jego? Czy robisz wszystko, aby odpowiadać Bogu na Jego miłość. Za ten wielki dar miłości Boga do ciebie wypowiedz dziś słowa: „Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu”.

Duszpasterz

There are 1 comments

  1. Co Bóg myśli patrząc na moje życie – pisze Katecheta!
    Przed laty studiowałem historię ruchu oporu przeciw Hitlerowi w 3-j Rzeszy zakończoną tysiącami egzekucji po nieudanym zamachu na Führera w „Wilczym Szańcu”. W trakcie studiów natknąłem się na fascynującą a mało w Polsce znaną postać niemieckiego teologa, uczonego i spiskowca Dietricha Bonhoeffera – również zamordowanego za udział w spisku.

    Do dziś „mam w uszach” jego dramatyczne zapytanie „czego Chrystus chce ode mnie dzisiaj?”.
    Jego odpowiedzią na to pytanie było zaangażowanie się w walce przeciwko demonicznemu systememowi, opuszczenie „zacisznych ogródków Pana Boga”, jak mówił o kościołach i podjęcie walki u boku Canarisa, Becka i innych spiskowców…
    W swoich znanych listach z więzienia na krótko przed egzekucją napisał, że „Chrystus bardziej niż modlitwy oczekiwał od niego aktywnego zaangażowania w sprawy świata”, w walkę ze złem.

    Minęły dziesiątki lat o czasu, gdy zajmowałem się naukową działalnością D. Bonhoeffera. Pozostała mi jednak refleksja, że uczciwa odpowiedziedź na pytanie „czego Chrystus chce od nas dzisiaj?” jest – nawiązując do języka Katechety – najbardziej stromą „Drogą do Świętości”. Wymagającą o wiele więcej niż nabożne modlenie się w kościele i uczestniczenie w różnych nabożeństwach…

    PS: Piszę o tym dlatego, bo myślę, że Ksiądz Jerzy Popiełuszko każdego dnia odpowiadał sobie na pytanie „czego Chrystys chce ode mnie dzisiaj” i podobnie, jak D. Bonhoeffera stroma droga do świętości (droga nie tylko modlitwy, ale i zaangażowania w świeckim sektorze) zawiodła Go na „Krzyż”.