Refleksje na Niedzielę Miłosierdzia: Między „Pan mój i Bóg mój” a „niewierny ja”

Główną postacią dzisiejszego fragmentu ewangelii jest Tomasz Apostoł. Był on uczniem, który zawsze pilnie słuchał słów Chrystusa. Kiedy Jezus mówił do uczniów: „Znacie drogę dokąd Ja idę”, to właśnie Tomasz zapytał natychmiast: „Panie, nie wiemy dokąd idziesz, jak więc możemy znać drogę?”.

Stawianie pytań jest oznaką zainteresowania. Tylko Judasz nie stawiał pytań. Ten, kto pyta, chce poznać i zrozumieć. To także Tomasz powiedział do pozostałych uczniów: „Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć”, gdy Jezus udawał się do Judei, aby wskrzesić Łazarza. Jakże bardzo słowa te świadczą o determinacji i przywiązaniu Tomasz do swego Mistrza. Jak widać Jezus był dla niego kimś bardzo ważnym. Ale kiedy Tomasz usłyszał, że Jezus zmartwychwstał, to prawda ta, nie pomieściła się w jego głowie. Kiedy jednak chwilę później na własne oczy zobaczył, że zmartwychwstanie dokonało się naprawdę, wyznał z całą mocą: „Pan mój i Bóg mój!” To jest Bóg, to musi być Bóg! Nikt inny nie mógłby tego dokonać!

Bardzo łatwo więc możemy dostrzec jak w sercu i umyśle Tomasza rozwijała się odpowiedź na pytanie: kim jest Jezus? Jak pokonywała drogę od pierwszej fascynacji przez głębokie, osobiste przywiązanie aż do wyznania niezwykłej prawdy: „Pan mój i Bóg mój”.

Każdy z nas poprzez swoje życie odbywa podobną drogę wiary. Ciągle zmienia się w nas obraz Boga, który jakże często uzależniony jest od tego co przeżywamy, a także na jakim etapie życia aktualnie jesteśmy. Większość z nas słyszała o Bogu już we wczesnym dzieciństwie. Mówili nam o Nim rodzice, dziadkowie czy też ksiądz na katechezie. Wtedy postrzegaliśmy Boga jako dobrego „staruszka”, z którym chętnie rozmawialiśmy poprzez „paciorek”, który dawał nam siebie w komunii świętej, do której z gorliwością i radością przystępowaliśmy. Ale…
Ale przyszły lata młodzieńczego buntu. Dla jednych był to czas jeszcze większej fascynacji choćby z faktu przynależności do grupy młodzieżowej, wyjazdu na oazy czy piesze pielgrzymki, a może czasem i spotkania „fajnego” (można to różnie rozumieć) księdza czy siostry zakonnej. Wielu otwierało szeroko oczy, dostrzegając po raz pierwszy w życiu, że Jezus może być aż tak fantastycznym przyjacielem. Dla innych rozpoczynał się okres buntu, bo wszystko co pojawiało się na horyzoncie i było „miłe i przyjemne” okazywało się zakazane, tylko nie wiadomo było dlaczego! Ale…

Ale potem przyszło dorosłe życie, a z nim być może coraz bardziej odważne stwierdzenia, że Kościół nie powinien się wtrącać, że wystarczy sam Pan Bóg bez Kościoła, że pewne normy moralne to już przeżytek i „nie pozwolę sobie na przynależność do ciemnogrodu”. I wtedy byliśmy tak mądrzy, że wszystko i wszystkich krytykowaliśmy. To wtedy następował czas „wolnych związków”, mieszkania bez ślubu, które to wydarzenia kończyły się „nie otrzymaniem rozgrzeszenia” podczas spowiedzi. I kto wtedy był winny? Oczywiście ksiądz ze swoim Panem Bogiem – bo przecież nie idą za duchem postępu. Ale czy taki jest cel Kościoła? Nie. Ewangelia jest niezmienna od czasów jej wygłoszenia, czyli od czasów Chrystusa. I coraz częściej o tym zapominamy. Coraz częściej nie chcemy dostosować swojego życia wiary do Bożych wymagań, ale co ciekawe chcemy dostosować Boga do naszych potrzeb i naszego, jakże często życia na własną rękę. Ale…

Ale czy wtedy mogę wyznać za Tomaszem Apostołem: „Pan mój i Bóg mój”. Czy wtedy nie powinienem dojść do stwierdzenia, że zagubiłem ducha wiary i przyjaźni, z Tym, który dla mnie umarł i zmartwychwstał. Dziś przeżywamy w Kościele niezwykły dzień – niedzielę Miłosierdzia Bożego. W jednym z widzeń Jezus powiedział do świętej Siostry Faustyny: „Pragnę, aby święto miłosierdzia było ucieczką i schronieniem dla wszystkich , a szczególnie dla biednych grzeszników”. Każdy z nas jest grzesznikiem, każdy z nas potrzebuje tego zdroju z Miłosierdzia Bożego, dlatego już teraz wyznajmy za „niewiernym” Tomaszem: „Pan mój i Bóg mój” i zamiast się „buntować” zatrzymajmy się na chwilę nad sobą i pomyślmy jak poprzez nasze życie wyglądała ewolucja naszej wiary? Czy dziś potrafię powtórzyć słowa Tomasz i uczynić je treścią mojego życia?

Duszpasterz