23-latek zginął w wypadku i uratował życie absolwentce II LO

W miniony czwartek w budynku II Liceum Ogólnokształcącego została zorganizowana debata, podczas której uczniowie dyskutowali na temat pozytywnych i negatywnych aspektów transplantacji. Wśród zaproszonych gości znalazła się Joanna, absolwentka szkoły, która w 2005 roku przeszła przeszczep nerki. W swoim opowiadaniu podkreśla, że ten zabieg uratował jej życie.

Choroba Joanny rozpoczęła się w wieku 14 lat. Rutynowe badania okresowe wykazały, że jej nerka nie pracuje w sposób właściwy. Dziewczyna została skierowana do specjalistycznej placówki.

5-letnie leczenie nie przyniosło żadnej poprawy. Przez dwa lata byłam dializowana otrzewnowo. Dializy pozwalały utrzymać wyniki badań na przyzwoitym poziomie, jednak cały czas mój stan się pogarszał. Z każdym dniem byłam coraz bardziej osłabiona, nie mogłam normalnie funkcjonować – mówi.

Wiadomość o możliwości przeszczepu pojawiła się nagle, po dwóch latach oczekiwania.

Gdy się o tym dowiedziałam, byłam bardzo zaskoczona. Nie miałam jednak czasu na spokojne przemyślenie tej sprawy. Natychmiast spakowałam rzeczy i pojechałam do szpitala – wspomina Joanna.

W karetce, która miała zawieźć dziewczynę do placówki w Lublinie, znajdował się również mężczyzna, który otrzymał drugą nerkę od tego samego dawcy. Po wykonaniu niezbędnych badań, Joanna została dopuszczona do przeszczepu. Zabiegł się powiódł, a pierwsze pytanie po wybudzeniu się z narkozy dotyczyło osoby, od której pobrana została nerka.

Każdy pacjent chce wiedzieć coś o dawcy, od którego otrzymał organ. Niestety, jest to niemożliwe, ponieważ lekarze ze względu na dobro pacjentów nie mogą ujawnić tej informacji. Wiem tylko, że nerka została mi przeszczepiona od 23-letniego chłopaka, który zginął w wypadku.

Dlaczego pacjenci tak często pytają o ludzi, których organ uratował im życie?

Istnieje prawdopodobieństwo, że pewne cechy czy przyzwyczajenia dawcy mogą po przeszczepie ujawniać się także u biorcy – wyjaśnia dziewczyna.

Jak wygląda życie po transplantacji?

Po przeszczepie funkcjonuje się normalnie, tylko przez pierwsze miesiące trzeba się oszczędzać – mówi Joanna. – Koniecznością jest również przyjmowanie immunosupresantów i spożywanie dużej ilości wody, ponieważ leki powodują zwłóknianie się nerki. Ten proces trwa latami, a wszystko zależy od stylu życia danej osoby i doboru antygenów przeszczepionego organu.

Jedno opakowanie leków, które przyjmuje dziewczyna, kosztuje około 250 zł, ale na szczęście są one refundowane i ich koszt wynosi symboliczne 2 zł. Czy to już koniec zmagań z chorobą?

Żywotność danego organu zależy od wielu czynników. Immunosupresanty muszę zażywać o stałej porze, a każde zachwianie może powodować skutki uboczne, na przykład osłabienie nerki lub w ostateczności nawet jej odrzut. Po pięciu latach dobrego funkcjonowania nie powinien się on zdarzyć. Mam jednak świadomość, że nerka nie jest „na zawsze”. Potem czekają mnie kolejne dializy i być może następny przeszczep – przyznaje Joanna.

Dziewczyna otrzymała dużo wsparcia i zrozumienia ze strony otaczających ją osób. Ciepło wypowiada się o nauczycielach i lekarzach:

W szkole z powodu mojej choroby miałam „ulgi”. Każdy starał się jakoś pomóc w nadrabianiu ogromnych zaległości. Trafiłam także na cudownych lekarzy. Może wydawać się, że dwa lata spędzone w szpitalu to męczarnia, jednak ja wyniosłam z nich bardzo dobre wspomnienia. Wszystko było dla mnie jasne, lekarze przystępni, profesjonalni.

Absolwentka II LO sama chciała pomóc innym, ofiarując szpik kostny, ale okazało się to niemożliwe.

Immunosupresanty, które muszę przyjmować do końca życia, mają na celu osłabienie odporności organizmu, by nie odrzucił przeszczepionego organu. W tym wypadku nie mogę podzielić się z innymi szpikiem.

Joanna ukończyła studia na kierunku resocjalizacja oraz pedagogika opiekuńczo-wychowawcza. Chciałaby również, żeby akcja propagowania „oświadczeń woli” upowszechniła się w całej Polsce.

Gdyby oświadczenia woli były powszechne i gdyby o tej decyzji była powiadamiana przez nas rodzina, czas oczekiwania ciężko chorych ludzi na jakikolwiek organ byłby znacznie krótszy. Deklaracja chęci oddania jakiegoś narządu to tylko dobra wola i serce ludzi. Często mówi się, że może on kogoś uratować i tak rzeczywiście jest. Istnieje wiele osób, które czekają, by powrócić do życia – podsumowuje dziewczyna.