Na dobre i na złe w Bochni! Po prostu szpital – felieton Zawiszy Czarnego

Tak to już ze szpitalami w Polsce bywa, że nikt nigdy nie jest z nich w pełni zadowolony. A najmniej pacjenci i to zawsze oni najgłośniej lamentują nad stanem polskiej służby zdrowia. Oczywiście mają rację, dobrze w tym temacie u nas nie ma…

Jako że lokalny ze mnie patriota i naczytałem się relacji z marcowej sesji rady powiatu, to pod lupę wziąłem nasz bocheński przybytek, buńczucznie nazywany Szpitalem Powiatowym. I od razu tego pożałowałem…
Powiedzieć o Szpitalu Powiatowym w Bochni, że ma złą renomę to nic nie powiedzieć. Niektóre mankamenty jak np. tasiemcowe kolejki do specjalistów czy słabej jakości sprzęt można tłumaczyć niewydolnym ogólnopolskim system (choć nie do końca to do mnie trafia…). Niestety w kontrowersyjnych decyzjach dyrekcji szpitala NFZ już raczej paluszków nie macza… Na marcowej sesji rady powiatu najgłośniej było o podziale interny. Tak naprawdę dla pacjenta różnica nieznaczna, swoje w kolejce odstać i tak musi. Trzeba jednak spojrzeć ile pieniędzy szpital na to zmarnował. I tu pojawia się pierwszy kwiatek – Pana Dyrektora Jarosława. Twierdzi On bowiem, że liczba pracowników administracyjnych ostatnio się nie zwiększyła… A wszyscy obecni radni narzekali na przerost administracji w związku z podziałem interny. Dla mnie też logiczne jest, że jak pojawia się jakaś nowa komórka szpitalna to i ktoś o to dbać musi, a więc i etatów przybywa. Tylko po co? Mankamentów finansowych musi być dużo, dużo więcej, bo różnica w rozliczeniu między jedną interną a drugą (jak to w ogóle rozróżniać?) wynosi ponad milion zł (tak, tak – ponad „bańkę”!).

Radni zwrócili uwagę, że szpital pozostaje w stagnacji. Ponoć nic nowego się nie dzieje, placówka się nie rozwija. Coś w tym jest. Od momentu odejścia poprzedniego dyrektora szpitala, Pana Szafrańskiego (ten to był gość!) faktycznie nowych inwestycji jak na lekarstwo. No i tu kwiatkiem na sesji rady powiatu popisał się nasz Starosta Ludwig Węgrzyn mówiąc: „Nigdy tutaj nie stworzymy szpitala w Leśnej Górze”. Ehhh… Panie Węgrzyn. Czemuś nam Pan tego przed wyborami nie mówił? Jak to się ta Leśna Góra musi zmieniać, bo daję sobie poucinać palce, które właśnie wystukują te litery, że przed wyborami to połknęlibyśmy taki leśnogórski szpital na przystawkę, przebilibyśmy go w każdym calu i to o nas kręciliby wtedy seriale! No, ale wybory już były i trzeba spojrzeć prawdzie a raczej kasie w oczy. Teraz się nie da… I jak to podsumowała radna Kosturek – „Szkoda”. Podobno nie ma miejsca, szpital za mały, jakiś taki niepojemny i w ogóle. Za Pana Szafrańskiego też był za mały, a że miał facet ambicje to zmusił lokalne władze, pozyskał możliwie najwięcej środków zewnętrznych i zbudował nowiutki pawilon gdzie mieści się jedna z najlepszych obecnie w Polsce porodówek. Da się? Tylko proszę nie mówić Panie Ludwiku, że teraz to już nie ma miejsca na nowe pawilony! Budowa to był pomysł Pana Szafrańskiego, Pan niech wymyśli coś swojego.

Tak się zachwyciłem poprzednim dyrektorem (może troszkę na wyrost?), że przyszła mi na myśl taka dygresja – kto do jasnej ch…. pozwolił mu odejść??? Gdzie się Pan podział Panie Starosto Pająk? Przy takim dyrektorze jak Szafrański ta Leśna Góra wcale nie wydaje się tak daleko… Wiadomo – Rydygier to prestiż, ale ponoć Panu Szafrańskiemu w Bochni źle ni było i chętnie by u nas został. Sporo się mówi, że transfer naszego dyrektora wynegocjował Pan starosta Pająk z ówczesnym marszałkiem województwa małopolskiego. Transfer to dobre słowo… Tyle tylko, że bocheński szpital za świetnego Szafrańskiego dostał nikomu nieznanego Kycię. To tak jakby Bayern Monachium zamienił Roberta Lewandowskiego na nikomu nieznanego napastnika z Izolatora Boguchwała (swoją drogą sympatyczna drużyna). Czy przy zyskach jakie mógłby przynosić bocheński szpital nie stać nas było na znaczącą podwyżkę dla Pana Dyrektora? No nic, mleko się rozlało…

Zasadę co dwie głowy to nie jedna nowy dyrektor (Jarosław Kycia) wprowadził już na początku swojej kadencji i pozatrudniał rzeszę swoich zastępców. A to dyrektora ds. technicznych, a to dyrektora ds. medycznych, a to dyrektora ds. innych dyrektorów… A nie, z tym ostatnim to się rozpędziłem… No ale przecież nie zwiększyła się liczba pracowników administracyjnych (kwiatek nr 1 z tekstu powyżej).

Wątków dotyczących bocheńskiego szpitala na wspomnianej sesji było jeszcze mnóstwo. Chciałbym wszystkie je skomentować po swojemu, ale wyszedł by mi z tego niezwykle długi monolog. Dlatego poruszę ostatnią kwestię – zadowolenie (albo jego brak) z personelu. Miałem ostatnio okazję posiedzieć sobie w kolejce w bocheńskim szpitalu. Tłok, ścisk, pomruki niezadowolenia i nieubłaganie uciekający czas. Widzę jedną pielęgniarkę. Prawie biegnie. Za chwilę drugą. To samo tempo. Trzecia chciała być lepsza i już naprawdę biegła. Chwilę później moje znużone oczęta spoczęły na lekarzu. Ten miał miarowy chód, raczej nie brał udziału w tej dziwnej zabawie pielęgniarek i się z nimi nie gonił. Myślę – normalne. W końcu gość jest lekarzem. Jednak refleksja przyszła bardzo szybko. Co rusz nowy pacjent wchodzi do poczekalni i co rusz chce, że niby szybko coś „tylko załatwić”. Oczywiście Pan Doktor to znacząca persona i nie wypada mu przeszkadzać, więc źródłem informacji były pielęgniarki. A że siedziałem blisko to słyszałem: „Jak to się nie da?”, „Niech Pani coś wymyśli”, „O Jezu, to ja tyle jadę i nic”, „Tu to się trzeba ciągle prosić” i na koniec „No jeszcze mi Pani może łaskę robi?”. W końcu pielęgniarka odsyła do lekarza i ten sam pacjent jakiś taki nagle grzeczniejszy się robi, cichszy, uprzejmiejszy… Lekarz stanowczo i krótko odmawia przyjęcia nadprogramowego pacjenta a ten pokornie bijąc pokłony oddala się w nieznane… Jak to jest drodzy pacjenci, że usta szerzej się Wam otwierają w stronę pielęgniarek? A logicznie myśląc po co z nimi wdawać się w dyskusje skoro i tak wszystko zależy od lekarza? A skoro zależy od lekarza to czy te sympatyczne Panie są odpowiednim adresatem Waszych żali? Żali podkreślam słusznych! Bo opieka lekarska się Wam należy, ale one naprawdę niewiele mogą… Co to ma wspólnego z sytuacją szpitala? Ano choćby to, że zamiast zatrudnić dodatkowy personel średni (czyt. Pielęgniarki) lepiej wydać pieniądze na dodatkowych dyrektorów, np. ds. badania grubości tynków na ścianach… Wtedy wyścigi pielęgniarek na korytarzach by się może skończyły, a i dla nas byłyby milsze, bo najzwyczajniej w świecie miałyby czas się nami porządnie zająć! Obraz dopełnił się kiedy nadeszła moja kolej i wszedłem do sali. Pytam grzecznie co tu taki ruch, a pielęgniarka szeptem mówi mi „Proszę szybciutko podać dane, bo my tutaj dzisiaj we dwie jesteśmy na czterech lekarzy”. Ja dyktuję dane, a ona dyskretnie wyciąga zmiętą kanapkę z kieszeni i po kryjomu urywa kęs nie przestając pisać…

Do Leśnej Góry nam jeszcze daleko, ale nerwów dostaję jak słyszę, że się nie da. Nie da się to parasola rozłożyć… na silnym wietrze. Od dłuższego czasu możemy czytać ile to pomysłów mają nasi radni, co by się dało zrobić i gdzie. Ale to tyle. Szafrański już nie wróci (szkoda), Pająk też nie (i dobrze). Zostaliśmy z Węgrzynem i Kycią. Nie ma co narzekać, tylko zakasać rękawy i do roboty! Jaka Leśna Góra tacy i włodarze z zacnym dyrektorem…

Zawisza Czarny