Właściciel Galerii Bocheńskiej: Zrobiliśmy to dla prestiżu, dla wszystkich tych, którzy nam źle życzyli

Mijają dwa tygodnie od momentu uruchomienia Galerii Bocheńskiej. Obiekt, który powstał na miejscu podupadłej kamienicy przy Pl. Św. Kingi 1, już dawno stał się wizytówką centrum Bochni. Jak jego funkcjonowanie ocenia właściciel, Władysław Włodarczyk?

Wszystko działa tak, jak przewidywaliśmy. Nie ma żadnych zmartwień, gdyby dalej było tak jak jest, byłoby super. Może dzięki temu centrum Bochni trochę się ożywi, bo wymarło całkowicie – powiedział w rozmowie z mojaBochnia.pl Władysław Włodarczyk.

Zapytany o dwa piętra ze sklepami odzieżowymi, właściciel galerii odpowiada że był to pomysł jego syna, Przemysława. On to wymyślił, zrobił, dopilnował i on de facto tym rozporządza. Jestem bardzo z niego dumny, że poradził sobie z tym tematem i nie jest to zwykła buda, jakie się buduje, żeby tylko zarabiać. Zrobiliśmy to dla prestiżu, dla wszystkich tych, którzy nam źle życzyli. Nie jest to do zarabiania, bo zarabiamy gdzie indziej – przyznaje Władysław Włodarczyk.

Paradoksalnie, chociaż Galeria Bocheńska nie ma zaplecza parkingowego, jej właściciel uważa je za zbędne. Nie potrzeba nam tego zupełnie. W Krakowie na ul. Floriańskiej też nie ma parkingu, a ludzie przychodzą. Są niektóre punkty sprzedaży za miastem w Bochni, gdzie nie ma ani jednego człowieka, u nas ludzie są cały czas. Dlatego parking jest nam dzisiaj na nic niepotrzebny.

Władysław Włodarczyk w gorzkich słowach komentuje kampanię przed ubiegłorocznym referendum w sprawie parkingu wielopoziomowego na Placu Okulickiego. W Bochni nie można nic zrobić, bo ludzie są zawistni, zazdrośni. Co się zrobi, to wszystkim nie na rękę. Gdybym wiedział, to bym się w ogóle wyprowadził z Bochni. Jest jak jest i musimy z tym żyć, co zrobić.

Perturbacje z doprowadzeniem kamienicy przy Pl. Św. Kingi 1 do stanu obecnego trwały około 10 lat.Obiekt niegdyś należał do Żydów. Po wojnie budynkiem, który miał nieuregulowany stan prawny, zarządzało miasto. W 2004 r. Władysław Włodarczyk i Jerzy Migdał dotarli do spadkobierców pierwotnych właścicieli i odkupili prawa do nieruchomości. W 2005 r. pomiędzy Władysławem Włodarczykiem a ówczesnym burmistrzem Wojciechem Cholewą została zawarta ugoda, w której magistrat zrzekł się roszczeń o zasiedzenie obiektu, a inwestor zobowiązał się do wykonania na rzecz miasta inwestycji o wartości kilku milionów złotych. W kolejnej kadencji (2006-2010), gdy burmistrzem był Bogdan Kosturkiewicz, inwestor uznał, że z winy miasta doszło do zerwania ugody i nie zrealizował zapowiedzianych inwestycji.

Z perspektywy czasu Władysław Włodarczyk uważa decyzję o nabyciu praw spadkowych do budynku za błędną. Straciłem dużo zdrowia w relacjach z miastem, wszystkimi urzędnikami, z ludźmi z którymi się użerałem. Gdybym te pieniądze zainwestował w fabrykę, efekty byłyby nie z tej ziemi. Ale jeśli się zaczyna, to trudno, trzeba zaczynać i kończyć. Nie można zostawiać czegoś, co się zaczęło w połowie drogi. Myślę, że obiekt ten zostanie na następne pokolenia, jeśli nie będzie jakiejś wojny, bomby itd. Nie będzie szpecił, bo gdyby miasto nadal miało to w swoich rękach, to wiadomo jak by to dzisiaj wyglądało.

Szef Igloo nie kryje, że ma dużo nowych pomysłów biznesowych. Będziemy je realizować w przyszłym roku. Poza Bochnią.