Refleksje na niedzielę: Wniebowzięcie NMP. Czy jeszcze ciągle pragnę nieba?

Kiedy patrzymy na to wszystko, co wokół nas, może czasem zadajemy sobie pytanie: czy ten świat ma coś wspólnego ze światem Maryi? Czy przypadkiem prawda o wniebowzięciu Maryi nie jest tylko pobożną historyjką dla małych dzieci, zaś te wszystkie kolorowe figurki to tylko przedmiot wzruszeń starszych pań z kółka różańcowego?

Zdawać by się mogło, że są to już dwa różne światy. Z jednej strony kolorowy świat biznesu, komputerów i luksusu, a z drugiej świat dewocji, nudnych nabożeństw i nieustannego przypominania: „Nie wolno!”. Taki podział jest kreowany przez dużą część mass mediów i dlatego coraz bardziej utrwala się w świadomości wielu z nas. Czy tak jest jednak rzeczywiście?

To prawda, że współczesny świat ogarnięty został głęboką dechrystianizacją. Ale dalekie od prawdy byłoby stwierdzenie, że tam, gdzie nowoczesność i bogactwo, Boga już nie ma. Nie jest prawdą, że między nowoczesnością i dobrobytem a pobożnym życiem musi istnieć sprzeczność.

Jednak wielu ludzi ulega swoistej propagandzie, która domaga się usuwania krzyży i innych symboli religijnych. Dlaczego tak się dzieje? Wielu mówi, że to wymogi tolerancji, ale równie dobrze można powiedzieć, że to efekt dążenia do obojętności, do świata w którym nie będzie żadnych głębszych, duchowych wartości, w którym wszystko będzie się odnosiło do ludzkiego rozumu, a nie do bogactwa ludzkiego serca.

W ilu domach widzi się coraz częściej zakurzone figurki Maryi – pamiątki po zmarłej babci. Dziś stoją niepotrzebne gdzieś z boku, na regale czy w szafie. Są takie wyblakłe, szczególnie w porównaniu z kolorowym blaskiem ekranu telewizora.

Nawet nie wiemy, uwikłani w pogoń za dobrobytem, jak piękny jest ten świat Maryi i Jej Syna. Nie wiemy tego z różnych powodów. Bo może nigdy tam nie byliśmy, bo może wprowadzono nas w tę rzeczywistość w bardzo nieudolny sposób, a może daliśmy sobie wmówić natarczywej propagandzie, że takie słowa jak „Kościół”, „religia”, „niebo”, „przykazania” zwiastują jedynie duchowy zaduch, tandetę i moralny terror.

Wielu w codziennych rozmowach krytykuje Kościół, odrzuca jego drogę. A przecież często oni sami nigdy nie przeżyli piękna kilkudniowych, zamkniętych rekolekcji, nie przeczytali żadnej wspaniałej książki o Jezusie, o Maryi. Nigdy nie dane im było doświadczyć, czym jest życie w prawdziwej chrześcijańskiej wspólnocie.

Dla tysięcy ludzi Kościół i religia kojarzą się być może z niezbyt ciekawymi lekcjami, z księdzem, który spieszy się, chodząc po kolędzie, z kolejką przed konfesjonałem, przy którym nie ma czasu i możliwości na dłuższą i głęboką rozmowę. Ktoś powie, że taki często jest poziom naszego duszpasterstwa, że to wszystko wina księży, którzy nie potrafią prowadzić ludzi ku prawdziwie chrześcijańskiemu życiu. Zapewne, w jakiejś mierze jest w tym wiele racji. Ale czy ludzie – ci krytyczni, sceptyczni, nieufni wobec Kościoła – skorzystali z możliwości, by wejść w ten piękny świat życia duchowego. Czy kiedykolwiek zapragnęli odrobinę „nieba na ziemi”?

Wielu z nas żyje w świecie, jeśli nie grzechu, to jakiejś duchowej przeciętności. I często nawet nie wiemy o tym, że stać nas na dużo więcej, że w świecie Jezusa i Maryi poczulibyśmy się naprawdę wspaniale. Jak trudno jest mówić o niebie. O tej zupełnie innej rzeczywistości, do której wstąpienia jesteśmy zaproszeni i powołani. Niebo nie jest miejscem, tylko stanem przebywania z Bogiem. Tutaj na ziemi takim miejscem jest ludzkie serce.

Niebo jest wtedy, gdy człowiek otwiera swoje serce na drugiego człowieka. Maryja nosiła niebo w swoim niepokalanym sercu. Dla Maryi wzięcie do nieba było konsekwencją Jej życia, podczas którego ciągle tego nieba pragnęła. Między Jej umysłem, a sercem zawsze była harmonia.

A jak to jest u nas? Czy ciągle pamiętam o tym, żeby już tu na ziemi doświadczać nieba, poprzez ciągłe poszukiwanie i pogłębianie kontaktu z Bogiem? Dużo łatwiej jest o krytykę innych, niż o samokrytykę i wysiłek by kiedyś oglądać Oblicze samego Boga.

duszpasterz

There are 1 comments

  1. …Jednak wielu ludzi ulega swoistej propagandzie, która domaga się usuwania krzyży – czytam…

    ….a Polaków nachodzi głęboki niepokój, że krzyż, symbol naszej kultury i tożsamości, stał się w ostatnim czasie (nie wiedząc z czyjej inicjatywy) tematem „na lato” zastępującym trudne decyzje ekonomiczne i w konsekwencji „drogą krzyżową” naszej polityki wewnętrznej – Bóg raczy wiedzieć na jak długo i z jakimi konswekwencjami dla nas wszystkich….