Refleksje na niedzielę: Czy kochasz Mnie?

Jesteśmy w okresie czterdziestu dni spędzonych przez Jezusa z uczniami po zmartwychwstaniu. I w tym właśnie szczególnym czasie, kiedy kolejny dzień dobiegał końca Szymon Piotr powiedział do swoich współpracowników, a zarazem współuczniów Jezusowych: „Idę łowić ryby. Odpowiedzieli mu: Idziemy i my z tobą. Wyszli więc i wsiedli do łodzi, ale …”

Rankiem przybyli do brzegu, nic nie złowiwszy. I wtedy właśnie jakieś człowiek (to był Jezus, jednakże uczniowie nie wiedzieli, że to był ON) od brzegu zawołał w ich kierunku: „Dzieci, czy nie macie nic do jedzenia? Odpowiedzieli Mu: Nie”. Wtedy On rzekł: „Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie. Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć. Powiedział więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: To jest Pan!”.

Co ta historia ma nam do powiedzenia? Ile razy w swoim życiu zarzucaliśmy na próżno sieci z jednej strony łodzi. To znaczy, szukaliśmy rozwiązania naszych problemów na jeden sposób: walcząc, zabijając się pracą, działając może według własnego widzimisię, nie słuchając niczyich rad. Jezus również do nas mówi: „Zarzućcie sieci po drugiej stronie, szukajcie gdzie indziej albo szukajcie w inny sposób. Spokojniej, bardziej Mi ufając. Szukając z wiarą i modlitwą.

Może ktoś zadać pytanie – dlaczego złowili akurat 153 ryby? Wierzono, że w Jeziorze Tyberiadzkim żyją sto pięćdziesiąt trzy gatunki ryb. To tak jakby powiedzieć, że w sieci były wszystkie gatunki ryb, wszelkie dobra Boże. Ale może ewangelista miał na myśli głębszą prawdę? Sieć, którą apostołowie zarzucą w przyszłości w morze świata, jest także przeznaczona do zagarnięcia wszystkich gatunków ryb: ludzi każdej rasy, kraju, narodowości.

Dlaczego uczniowie i tym razem nie rozpoznali od razu Jezusa? On nie powrócił, tak jak Łazarz, do poprzedniego życia. Jezus, można powiedzieć, zmartwychwstał w przód, a nie do tyłu. Aby Go rozpoznać, trzeba otworzyć inne oczy, oczy wiary, które czasem otwierają się bardzo wolno.

Jednakże to wczesne śniadanie z Jezusem było tylko wstępem do tego, co najważniejsze. Po śniadaniu, gdy uczniowie oswoili się z obecnością Jezusa, padło decydujące pytanie i odpowiedź, dotycząca podstawowego problemu – co dalej. Miało to zależeć od postawy Piotra, a w nim – całego Kościoła. Najważniejsza w tym była miłość. Jezus nie pytał, czy uczniowie są gotowi, czy chcą, czy wiedzą co i czy potrafią. Zapytał ich – w osobie Piotra – czy kochają.

Bo to jest najważniejsze. Zdolności mają nie wszyscy, specjalistyczne studia też, ale kochać może każdy. A gdy ktoś naprawdę kocha, wtedy i odkryje w sobie zdolności, i podejmie studia, i zrobi wszystko, co potrzeba, by sprostać zadaniom, jakie stawia przed nami miłość. Miłość bowiem musi wyrazić się w czynie. Nie jest ona abstrakcyjnym i oderwanym od życia uczuciem, lecz postawą konkretnej służby, gotowością do poświęcenia się i podjęcia tego wszystkiego, co będzie akurat potrzebne. Miłość jest dynamiczną siłą, umożliwiającą robienie tego, co w danym momencie jest najwłaściwsze.

Najbardziej wzrusza na tej ewangelicznej stronicy to, że Jezus dotrzymał słowa danego Piotrowi, mimo iż on nie zrealizował obietnicy złożonej Jezusowi: „Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie”. Bóg zawsze daje ludziom drugą szansę, często także trzecią, czwartą, wręcz nieskończoną ich liczbę. Nie wymazuje ludzi ze swej księgi po pierwszym ich błędzie. To wydarzenie, zaufanie jakie Jezus okazał Piotrowi, uczyniły z niego nowego człowieka, silnego, wiernego aż po grób. Pasł stado Chrystusowe, aż po oddanie ofiary ze swego życia, ukrzyżowany, jak głosi tradycja, głową w dół.

A co my na to? Warto zapytać się: jak wygląda moja miłość do Chrystusa? Czy ja potrafię dać kolejną szansę drugiemu człowiekowi? A w kontekście tego, co obecnie przeżywamy: czy mamy na tyle otwarte oczy i serca, by z tragedii, która miała miejsce 10 kwietnia br. wyciągnąć właściwe wnioski dla naszego życia i dalej egzystencji naszej Ojczyzny. Ale nim dasz odpowiedź zapytaj się samego siebie: czy kochasz Jezusa? Nasza miłość do Niego, nie może pozostać sprawą prywatną i ograniczyć się do sfery sentymentalnej. Musi wyrazić się w służbie na rzecz innych, na czynieniu dobra bliźnim. Już za parę tygodni będziemy mogli dać odpowiedzieć na to pytanie, w kontekście naszej miłości do Ojczyzny, która po raz kolejny przeżywa trudne chwile. Oby wyszła z nich umocniona, mądrzejsza i zwycięska!

Duszpasterz