Czy jestem „ślepcem”, który niczego wokół siebie nie widzi?

Dzisiejsza Ewangelia jest pełna życia. Każdy z nas bardzo łatwo może sobie wyobrazić to wydarzenie spod Jerycha, a może i w tym niewidomym Bartymeuszu odnajdziemy samych siebie. Wielu spośród nas ma problemy ze wzrokiem, szczególnie z tym oglądaniem Boga „oczami serca”.

Bartymeusz słysząc, że Jezus przechodzi obok niego, dostrzegł życiową szansę dla siebie i błyskawicznie zadziałał wołając: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”

Już to stanowi dla nas pierwszą ważną naukę. Jezus stale przechodzi obok nas, jest tak blisko każdego człowieka, jednak nasza wewnętrzna ślepota sprawia, że możemy Go nie dostrzec. Trzeba nam uważać, by Jezus nie przeszedł nadaremnie. Timeo Jesum transeuntem – „boję się przechodzącego Jezusa” mawiał święty Augustyn. Boję się, że przejdzie, a ja Go nie zauważę. Czy ten lęk towarzyszy także i nam? Czy mamy świadomość bliskości Jezusa, którego możemy nie zauważać w codziennym życiu. Człowiek „widzący” to ten, który w swoim życiu dostrzega obecność Boga, „ślepcem” jest ten, który mówi, że Boga nie ma, ten który nie chce Go dostrzec obok siebie. Częściej winę zrzucamy na samego Boga, stwierdzając, że On się nami nie interesuje, niż dostrzec swoją winę i dojść do wniosku, że to ja nie chcę Go widzieć, że nie ma dla Niego miejsca w moim życiu, bo czasem łatwiej i wygodniej żyć tak, jakby Boga nie było.

Druga ważna myśl zawarta jest w słowach: „Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał…” Reakcja obecnych uwypukla nasze dążenie, żeby bieda pozostawała w ukryciu, aby się nie pokazywała, nie przeszkadzała naszym oczom i nie mąciła naszego spokoju. Dzisiaj ta reakcja nasuwa myśl o uprzedzeniach tych, którzy chcą, żeby wiara nie była manifestowana publicznie, ale pozostała sprawą prywatną. Natomiast Bartymeusz wyznał swoją wiarę. I wygrał! Zrywa się po omacku (jeszcze jest ślepy) zdąża do miejsca, z którego dochodzi głos Jezusa. Zrzuca płaszcz, zostawia wszystko, jak ktoś pewny, że za chwilę zacznie nowe życie. I zaczął to nowe życie, zaczął już jako widzący, jako ten, który doświadczył od Boga łaski uzdrowienia, bo Bóg chce by każdy z nas przejrzał, byśmy byli ludźmi widzącymi, to znaczy patrzącymi na świat oczami samego Jezusa. Ale to przecież takie trudne. Tak trudne, ale potrzebne by zawsze zmierzać za Jezusem, bo kto patrzy na świat inaczej, zmierza inną drogą, nie tą wskazaną przez Niego.

I jeszcze trzecia myśl odnosząca się do słów wypowiedzianych przez Jezusa do Bartymeusza: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła”. Cud Jezusa dokonał się na dwóch płaszczyznach: fizycznej i duchowej. Uzdrowienie z tej fizycznej jest łatwo dostrzegalne w opisie ewangelicznym, uzdrowienie z tej drugiej dokonuje się na płaszczyźnie serca, ale ta druga jest o wiele gorsza, bardziej niebezpieczna i trudniejsza do wyleczenia. Ale dla Jezusa wszystko jest możliwe. Zresztą mówiąc dokładniej Bartymeusz był tylko człowiekiem niewidzącym, nie był „ślepcem”, który niczego nie widzi, bo mimo swojej ułomności fizycznej, dostrzegł Jezusa. „Twoja wiara Cię uzdrowiła” – te słowa wskazują na przyczynę cudu. Tylko wierzący jest wstanie przyjąć Boży dar.

Zapytajmy dziś samych siebie, a jak to jest u mnie. Czy jestem „ślepcem”, który niczego wokół siebie nie widzi, który nie chce dostrzec także i Boga przechodzącego obok. A może jestem tylko niedowidzącym, który pragnie głębszego spojrzenia na znaki czasu, na tę rzeczywistość wokół siebie, by jak Bartymeusz wstać, przejrzeć i iść za Jezusem. Jezus pyta się Ciebie w tej chwili: „Co chcesz, abym Ci uczynił?” Odejdź na chwilę od komputera, znajdź chwilę ciszy i spokoju wokół siebie i pomyśl nad odpowiedzią jakiej teraz udzielisz Chrystusowi. Może i Ty zawołasz za moment: „żebym przejrzał!!!”.

Duszpasterz