Jan Balicki o sukcesach i porażkach burmistrza – wywiad

W 2014 roku Jan Balicki walczył o fotel burmistrza Bochni. W II turze przegrał ze Stefanem Kolawiński, zdobywając 38,64 procent głosów. Jak obecny przewodniczący rady miasta recenzuje pracę swojego rywala sprzed dwóch lat? Co zrobiłby gdyby to jemu wyborcy powierzyli rolę burmistrza Bochni?

Rozmowa z Janem Balickim, przewodniczącym Rady Miasta Bochnia:

Jakie dostrzega pan sukcesy pierwszej połowy obecnej kadencji burmistrza?

Patrząc na ostatnie dwa lata, to chyba największe sukcesy wizerunkowe burmistrza są w dwóch aspektach. Pierwszym są Światowe Dni Młodzieży. Abstrahując od tego, na ile jest to efekt pracy burmistrza i jego służb, a na ile strony kościelnej i mieszkańców, to nie ulega wątpliwości że miasto stanęło na wysokości zadania i spotkało się z wysokimi ocenami ze strony gości. Drugi sukces to decyzja Mabuchi Motor o inwestowaniu w Bocheńską Strefę Aktywności Gospodarczej. Sukces ma wielu ojców i zapewne tak jest i w tym wypadku. Podobnie jak przed wyborami, uruchomienie pierwszego zakładu Werner Kenkel było swego rodzaju ukoronowaniem pracy burmistrza, tak Mabuchi Motor jest z pewnością pozytywem w jego działaniach. Dwa lata temu wyraziłem pogląd, że w zasadzie Strefa zaczyna żyć już własnym życiem. To, jakie firmy będą tam powstawały i z jaką częstotliwością, jest w głównej mierze zależne od koniunktury, a w mniejszym stopniu od aktywności samorządu bocheńskiego. Nie wiem, czy nie większą rolę ma teraz Krakowski Park Technologiczny, który w tej chwili jest głównym magnesem przyciągającym inwestorów. Ale nie chciałbym w ten sposób pomniejszać sukcesu burmistrza.

W takim razie zapytam teraz o porażki minionych dwóch lat.

Porażką, przynajmniej w odbiorze mieszkańców, jest Park&Ride, bo sąd nie wydał jeszcze wyroku. Natomiast wydaje mi się, że słabą stroną działań burmistrza w tej kadencji jest nadal nienadążanie z pewnymi działaniami wyprzedzającymi – z tym, co powinno być dla nas ważne. I działania związane z inwestycjami, w różnych obszarach, bo porażek inwestycyjnych na większą i mniejszą skalę można wskazywać więcej. Targowisko, choć podchodzono do niego po raz drugi, też powstało z poślizgami i dodatkowymi pieniędzmi. O bieżni, która mogłaby być wspaniałym sukcesem w dziedzinie sportu trudno nawet w tej chwili mówić, gdy człowiek sobie uświadomi, że na dobrą sprawę, w pewnym zakresie ta bieżnia wyznaczyła wymiary boiska i granice klasy rozgrywkowej BKS-u.

Wbrew temu, co uważają niektórzy, nie uważam za porażkę w tej kadencji kwestii łącznika autostradowego. Z tego względu, że burmistrz i samorząd miejski w mniejszym stopniu uczestniczą w tym zadaniu, które jest zadaniem przede wszystkim zarządu województwa, powiatu i dopiero Bochni. Jeśli w tym obszarze coś było nie tak, to głównie można się tego doszukiwać jedynie na etapie składania propozycji jednej z osób, która w największym stopniu ucierpi, gdyby ta inwestycja doszła do skutku. Wydaje mi się, że człowiek ten otrzymał wtedy chyba nie za bardzo sensowne propozycje i trudno się dziwić, że w tej chwili jest cały czas negatywnie nastawiony.

Porażką jest też brak Lokalnego Programu Rewitalizacji. W tym momencie możemy powiedzieć, że mamy niesamowite szczęście, że nadal jeszcze mamy realne szanse na pozyskanie środków na rewitalizację. Pierwotnie środki te miały być rozdzielone co najmniej rok temu.

No właśnie, można odnieść wrażenie że działalność Fundacji „Salina Nova”, warsztaty urbanistyczne Charette, wcześniej gra miejska „Future City Games” i inne konsultacje chyba wymusiły na burmistrzu i jego ekipie, żeby brać poważnie te głosy, początkowo być może traktowane trochę jak natrętna mucha.

Zgadzam się i moje odczucie jest takie, że w tym aspekcie pasjonaci Salina Nova odegrała naprawdę kluczową rolę. Wydaje mi się, że gdyby nie ich działania, prawdopodobnie funkcjonowalibyśmy dalej w zakresie tego pierwszego złożonego planu LPR, który był przygotowany półtora roku temu, a który rada oceniła jako fatalny. Była jeszcze pewna próba zdynamizowania tych działań, kiedy zostało zorganizowane pierwsze forum dotyczące rewitalizacji śródmieścia. Odniosłem wrażenie, że mieszkańcy i osoby zaproszone do udziału w warsztatach w autentyczny i spontaniczny sposób wyraziły swoje poglądy i sądzę, że w tej chwili jest duży i dobry materiał dla opracowania sensownych planów. Ale dopiero tylko planów, które trzeba jeszcze konsultować. I tu akurat przykład chociażby altany, w moim przekonaniu niespecjalnie dobrze wróży, jeżeli konsultacje miałyby się odbywać w podobny sposób, jak sprawa detalu dotyczącego sposobu wykończenia podmurówki. Może być to problemem, jak plan rewitalizacji w tej ostatecznej wersji zostanie przyjęty przez mieszkańców i radę.

Sprzeciw części społeczeństwa (np. Stowarzyszenia Bochniaków) budzi też tężnia na terenie szkoły podstawowej nr 2. Burmistrz zapewnia, że solanka nie zagrozi drzewom, ale chyba bardziej chodzi o usytuowanie w sąsiedztwie Plant czegoś, co nigdy tam nie funkcjonowało.

Nie wiem, czy to są dwa główne powody, przy których obstaje tak mocno pan burmistrz. Być może pierwszy ma charakter wizerunkowy, bo tężnia znalazła się w jego programie wyborczym już 6 lat temu. Z drugiej strony posiadanie tężni jest magnesem, który można wykorzystać w kampanii informacyjnej lub promocyjnej miasta. Tyle tylko, że jeżeli wziąć pod uwagę, że jest to koszt rzędu 6,5 mln zł, to dla mnie jest to przedsięwzięcie niezrozumiałe i nie do przyjęcia. Zdecydowanie nie odpowiada najważniejszym potrzebom w mieście. Nie sądzę, żeby w znaczący sposób zwiększyło zainteresowanie turystyką, a opowiadanie, że będzie pozytywnie wpływało na losy mieszkańców, którzy będą mogli spacerować w aerozolu solnym, jest oczywiście prawdą, ale jest to już działanie bardzo kosmetyczne, podczas gdy jesteśmy na etapie realizacji kluczowych potrzeb, choćby w zakresie organizacji ruchu. Zgłaszałem uwagi, że jeśli rzeczywiście tężnia miałaby powstać, to niekoniecznie w takiej wielkości. Podałem przykład Jaworza koło Bielska, gdzie wybudowano tężnię za około 1 mln zł, z czego 850 tys. zł było w formie dotacji. Gdyby burmistrz chciał wydać na tężnię kilkaset tysięcy złotych, byłoby to do przyjęcia, natomiast nie przy tej skali wydatków.

Co pan myśli o toalecie w dawnej lodowni. Wiele środowisk sprzeciwia się temu pomysłowi, argumentując że szkoda budynku i można byłoby go wykorzystać w duchu bardziej posalinarnym.

Zapewne większość tych osób ma rację. Padały różne propozycje, nie wiem na ile realne ekonomicznie. To jest kolejny sygnał podobny do tego, co było z altaną, że być może należałoby poszukiwać innego rozwiązania, miejsca gdzie toaleta mogłaby powstać. W Krakowie przy Siennej są toalety podziemne, gdzie na poziomie gruntu stoi kiosk, po obu stronach jest zejście do toalety w podziemiach. Wszystko to nie rzuca się specjalnie w oczy. Może warto próbować poszukać takiego rozwiązania?

Burmistrz zamierza doprowadzić do budowy toalety poprzez zmianę punktową w planie przestrzennym.

Zobaczymy, czym to się skończy, bo skoro mamy już trzecią odmowę odwołania burmistrza w tej sprawie, to może burmistrz i jego współpracownicy zastanowią się nad tym, czy jest to tylko problem niezgodności z planem, czy może pojawiające się głosy będą sugestią innego podejścia. Jako rada na pewno podejdziemy do tematu zmian punktowych, aby rozwiązać go w jakiś sensowny sposób.

Właśnie, mamy pierwszą w historii samorządu bocheńskiego kohabitację burmistrza z radą, która jest dla niego opozycją. Burmistrz przyznaje, że współpraca nie jest łatwa, pan jako przewodniczący pewnie może powiedzieć to samo?

Odpowiem z perspektywy przewodniczącego rady: osobiście nie widzę problemu we współpracy z panem burmistrzem w organizacji pracy rady. Ze swej strony staram się pytać pana burmistrza o wszystkie istotne kwestie dotyczące naszej współpracy. Dwukrotnie, gdy były przygotowywane plany pracy rady na kolejne lata, burmistrz był pierwszą osobą, którą pytałem o propozycje do planu pracy rady i o to, które działania zdaniem pana burmistrza są ważne z punktu widzenia interesu miasta. Wszystkie te propozycje nie tylko zostały ujęte, ale również dokładnie w czasie, w którym pan burmistrz oczekiwał.

Zasadniczą kwestią, która moim zdaniem jest wyznacznikiem współpracy burmistrza i rady miasta jest stosunek rady do projektów uchwał, które wnosi burmistrz. Jako organ wykonawczy, przede wszystkim burmistrz jest odpowiedzialny za przygotowanie tych uchwał i poprzez nie realizuje swoje działania i program. W 2015 roku spośród 114 lub 115 uchwał podejmowanych przez radę, tylko dwie nie zostały przyjęte po myśli burmistrza. Jedna w dodatku została przyjęta w kolejnym terminie, chodziło o uchwałę dotyczącą opieki nad bezdomnymi zwierzętami. Na dobrą sprawę więc burmistrz mógłby powiedzieć, że wszystko co zaproponuje radzie, zostaje przyjęte. W dodatku 80 procent tych uchwał jest przyjmowanych jednogłośnie. Nie jest tak, że pan burmistrz uchwały „przepycha kolanem”. Uchwały są przyjmowane, gdy projekty są przygotowane solidnie, rzetelnie, i gdy dotyczą spraw, które rada uznaje za ważne. Było przecież kilka projektów, które w ogóle nie kwalifikowały się do przyjęcia. Np., w pierwszym czytaniu uchwały krajobrazowej mieliśmy tylko wykropkowane tytuły rozdziałów i w zasadzie nic więcej. Uważam zatem, że w okolicznościach, gdy burmistrz nie ma większości w radzie miasta, rada nie robi burmistrzowi absolutnie żadnych trudności. Zastanawiałbym się poważnie, czy nie ma sytuacji dokładnie odwrotnej. Jako przykład podam reakcji urzędu na uchwały kierunkowe, które zgłosiliśmy w oparciu o ustawę samorządową.

Tu zresztą burmistrz zareagował bardzo opornie, oczekując od państwa wręcz wycofania tych uchwał.

Tak, Rada występowała ze wskazaniem kierunków działania burmistrza bodaj w lutym 2015 r., na które burmistrz i część radnych bardzo mocno się zjeżyli. Jedna z uchwał została zaskarżona. Natomiast proszę zauważyć, że te działania mniej więcej z rocznym poślizgiem zostały przez burmistrza wdrożone. Czyżby pan burmistrz chciał robić coś wbrew sobie? A może doszedł do wniosku, że nasze propozycje były sensowne. Jedna z uchwał wskazywała kierunek działania w zakresie przygotowania studium organizacji ruchu miejskiego i sieci parkingów. Kilka miesięcy temu zlecono do opracowania studium mobilności, czyli dokładnie to, co próbowaliśmy wprowadzić dokładnie półtora roku temu. Także Rejestr umów prowadzonych przez jednostki samorządu, o który apelowaliśmy wtedy, na szczęście od połowy tego roku już jest. Proponowaliśmy też podmiotowe i przedmiotowe rozszerzenie Bocheńskiej Karty Rodziny. W tym roku ocenialiśmy jej funkcjonowanie i dostrzegliśmy pozytywny kierunek zmian – środki wyłożone z budżetu miasta na działania objęte BKR opiewały na kwotę 7 tys. zł, a jeszcze rok temu było to ok. 2,5 tys. zł, z czego większość stanowiło wydanie kart. Odpowiedzią, czy karta była potrzebna, jest reakcja społeczeństwa z jaką przyjęto projekt 500+. Tym bardziej, że nie proponowaliśmy jakichś astronomicznych środków na kartę, tylko w pewnym momencie zabrakło realnej współpracy ze strony pana burmistrza, żeby można było te kartę sensownie wprowadzić. Dzisiaj oceniam, że prawdopodobnie jej znaczenie stanie się mniejsze, bo adresaci dostają wsparcie ze strony państwa.

Spore kontrowersje w ostatnich dwóch latach wywołał zakup służbowej terenówki burmistrza. Nawet nie tyle sam fakt, ile sposób dokonania tego zakupu.

Fakt jest jeden – samochód został zakupiony. Bo co do formy jego oznaczenia, herbu itd., wydaje mi się, że są to tematy drugorzędne. Choć trochę się dziwię burmistrzowi, że bronił się przed tym przy takim społecznym nacisku. Największe zastrzeżenia jednak mam do sposobu zakupu tej terenówki. Przed zakupem rada w dość burzliwej atmosferze prowadziła dyskusję nad wydatkowaniem 90 tys. zł na zakup samochodu, który miał przewozić pracowników interwencyjnych. Padło wtedy zapewnienie burmistrza, że kupimy względnie nowy samochód, oczywiście nie będziemy wydawać całych 90 tys. zł, i jeżeli tylko uda się znaleźć tańszy, wydamy mniej pieniędzy. Natomiast absolutnie nie było żadnego słowa na temat samochodu stricte osobowego. I w tym momencie, w moim przekonaniu, to jest przekroczenie kompetencji. Burmistrz nie miał zgody rady w zakresie takiego działania w obszarze zmian budżetu.

Czy w takim razie rada nie traktuje burmistrza zbyt lekko? Bo można odnieść wrażenie, że burmistrz radzie „gra na nosie”, co widać właśnie na przykładzie terenówki, ale również w sposobie odnoszenia się do komisji rewizyjnej. Może w takim razie nie było dobrą decyzją na starcie ustalać wynagrodzenia burmistrza na takim samym poziomie, co na koniec poprzedniej kadencji (a więc po podwyżce, która wywołała w swoim czasie sporo kontrowersji)?

W momencie gdy ukonstytuowała się rada, przyjęliśmy taką wykładnię, że skoro pan burmistrz w bezpośrednich wyborach dostał ponad 60 procent poparcia ze strony mieszkańców, to znaczy że mieszkańcy uważają w takim mniej więcej procencie, że to co robi burmistrz, jest zgodne z ich oczekiwaniami i satysfakcjonuje ich nawet sposób tej realizacji. Dlatego pierwsze absolutorium rady udzielone burmistrzowi było jednogłośne. Po prostu uznaliśmy wyższość bezpośredniego głosowania nad nasze odczucia mimo, że radni zwłaszcza ci, którzy byli we wcześniejszej kadencji, nie do końca byli przekonani, że tak powinno się zrobić. Ale tak zrobiliśmy. Natomiast naszą inicjatywą z uchwałami kierunkowymi chcieliśmy pokazać panu burmistrzowi, że staramy się dostrzegać problemy Bochni, podpowiadać, co powinno być robione w tym zakresie, nawet podpowiadać kwestię tempa realizacji niektórych spraw, bo ono akurat uznawane jest przez wielu jako bolączka działań pana burmistrza. Nasze starania i inicjatywa zostały odebrane jako próba paraliżowania działań burmistrza. Stały się swego rodzaju asekuracją, że teraz wszystko, co się nie uda, jest winą rady, bo rada nie pozwala działać. Tak można było odczytać konkluzję tego, co się działo. W związku z tym, wszystko co naszym zdaniem było właściwe w działaniach pana burmistrza w zakresie przygotowania uchwał, było podejmowane zgodnie z jego życzeniem; realizował to tak, jak sobie planował, pozwalały okoliczności i jak potrafił.

Natomiast nasz stosunek do tego, jak burmistrz realizuje swój program i rozwiązuje problemy miasta wyraziliśmy w innym dość istotnym momencie. Chodzi o tegoroczne absolutorium. Jak wiemy, wniosek o udzielenie absolutorium dla burmistrza, nie uzyskał wymaganej większości. Mimo, że nie było kilku radnych określanych jako opozycyjnych, nawet nie wszyscy radni popierający burmistrza głosowali „za”. Stąd uważam, że właściwie sięgamy po narzędzia, które pozwalają przekazywać burmistrzowi sygnały, co w jego działalności oceniamy pozytywnie, a co negatywnie. Staramy się nie stwarzać klimatu, w którym rzeczywiście mogłoby dojść do ocen, że utrudnia się takie czy inne działanie. I nie wydaje mi się, żebyśmy byli zbyt pobłażliwi dla pewnych działań burmistrza, aczkolwiek niektóre rzeczywiście są sporą grą na nerwach, zwłaszcza jeśli chodzi o omijanie komisji, czy różne działania spowalniające chociażby działania komisji rewizyjnej. Ale to jest niecodzienna jak na warunki bocheńskie sytuacja, w której większość radnych jest opozycyjna do burmistrza, przy czym chodzi tu o opozycyjność co do kierunku, zakresu i sposobu działania, a nie inne kwestie.

Jakby pan ocenił decyzje personalne, podjęte przez burmistrza w tej kadencji, np. szef AGKI, komendant straży miejskiej, asystent.

Zmiana komendanta straży to sprawa trochę wymuszona odejściem Krzysztofa Tomasika do Tarnowa. Tu pan burmistrz miał pecha, że komendant, który był dobrze oceniany, poszedł do innego miejsca pracy. Natomiast pozostałe decyzje personalne pozostawiam bez jakiejkolwiek oceny. Dobieranie sobie współpracowników jest ewidentnie bardzo precyzyjną i suwerenną kompetencją burmistrza, za którą bierze on pełną odpowiedzialność. Czy osoba asystenta jest potrzebna, czy to ma być ta osoba, czy ten architekt, ten komendant nie powinno być przedmiotem mojej publicznej oceny. Uważam, że działanie burmistrza powinno być tu oceniane, jak funkcjonowanie np. dobrego samochodu – nie powinno nas specjalnie interesować jaki silnik jest pod maską, tylko czy on dobrze działa. I w tym sensie uważam, że choćby pan burmistrz dobrał sobie kogoś, kto mi nie odpowiada, jeśli tylko nie łamie prawa i nie zachowuje się w sposób naruszający podstawowe zasady, to jest to kompetencja burmistrza z zaznaczeniem, że w którymś momencie pan burmistrz zostanie oceniony po owocach, które jego współpracownicy mu pomogą przygotować.

Co pan myśli o promocji Bochni? Wiele, zwłaszcza wśród internautów, krytycznych opinii na ten temat.

Nie mam jednoznacznej oceny, chcąc oceniać działania pracujących tam osób, trzeba by wiedzieć, jaki mają przydzielony zakres działań, jakie mają możliwości tego działania, jakie mają środki. Wiem, że w ubiegłym roku w pewnych okresach czasu wydziałowi promocji brakowało środków na działanie. Nie wiem, jaki jest np. udział działań promocji w doprowadzeniu do spotkania z firmą Mabuchi Motor. Bo gdyby ktoś powiedział, że dzięki działaniom pracowników wydziału promocji doszło do znalezienia takiego partnera i podpisania tego porozumienia, to wszyscy uznaliby, że jest to niewątpliwie sukces wydziału promocji. Widać pewne, nawet nietypowe działania, w których promocja się pojawia, ale też do wielu działań promocji sami czasem mamy zastrzeżenia, uznajemy, że można byłoby to zrobić inaczej, może trochę lepiej. Stąd nie mam jednoznacznej oceny, być może za mało wiem na ten temat.

Gdyby pan wygrał dwa lata temu, jakie byłyby pana kluczowe decyzje? Wiemy z tej perspektywy, jakie były możliwości i wiemy, co zostało wykonanie, a co nie.

Po pierwsze zacząłbym od doboru ludzi, bo to jest podstawa, aby mając pewne wizje, dobrać odpowiednich ludzi, którzy są w stanie podejmować właściwe działania, by je realizować. Na pewno w moich pierwszych decyzjach znalazłyby się sprawy ujęte w uchwałach kierunkowych, pewnie nawet z większymi akcentami. Najprawdopodobniej próbowałbym jak najszybciej ocenić, jakie rozwiązania mogłoby przynieść rozładowanie problemów w śródmieściu, jeśli chodzi o komunikację może poprzez np. uczynienie komunikacji publicznej bezpłatną albo bezpłatną przynajmniej w jakimś zakresie. Dla przykładu młodzież szkół krakowskich jest zwolniona z takich opłat, co już jest dodatkową zachętą do zmiany postaw. Być może mogłoby to spowodować, że część mieszkańców po prostu by się samochodami do centrum miasta nie wybierała. Być może tą drogą nie trzeba by było martwić się o budowanie parkingów i inne sprawy, z którymi mamy teraz duży problem.

Na pewno pojawiłyby się też projekty związane z termomodernizacją, bądź ich realizacją, bo wiem że część projektów związanych z termomodernizacją obiektów publicznych była przygotowywana jeszcze za kadencji burmistrza Kosturkiewicza. Byłby to kierunek, w którym poprzez poprawę energooszczędności budynków szukałbym oszczędności w ich eksploatacji. Wiadomo, że życie przynosi różne sytuacje i trudno powiedzieć, co by było z Park&Ride. Na pewno jednak byłaby to kwestia, która by mnie mocno angażowała. Reszta mojej aktywności byłaby pewnie reakcją na to, co działoby się w bieżących okolicznościach.

Kto miał być pana zastępcą?

Pozwolę sobie tę osobę zachować dalej w tajemnicy, dlatego że, gdy rozmawialiśmy, umówiliśmy się, że zachowam to nazwisko dla siebie do momentu, w którym zostanę wybrany burmistrzem, a do takiej sytuacji nie doszło. Mogę tylko powiedzieć, że jest to osoba, która była związana z lokalnym samorządem, ze sporym doświadczeniem i sporymi sukcesami w dziedzinie, którą miałaby się zajmować.

Czy za dwa lata będzie pan się ubiegał ponownie o fotel burmistrza?

Biologii się nie da oszukać, mam swoje lata. W tej chwili wykonuję zupełnie inną pracę i zadania, do których się zobowiązałem. Jeśli tylko pozwolą mi warunki, będę starał się wywiązać z zobowiązania, które podjąłem. Kwestia wyborów samorządowych jest w tym momencie dalszą. Poza tym myślę, że rozważając kandydatury kandydatów na fotel burmistrza, pora myśleć o ludziach, którzy mają przynajmniej 10-20 lat mniej, by poza odpowiednią wizją rozwoju miasta mieli wystarczająco dużo energii i entuzjazmu dla koniecznych działań.

Rozmawiał Paweł Michalczyk