W szpitalu nie było prądu, czerpano go z akumulatorów

W minioną niedzielę w szpitalu w Bochni zabrakło prądu. Zasilanie awaryjne nie zadziałało automatycznie. Włączono je dopiero ręcznie. Według jednego naszych czytelników, prądu nie było przez 40 minut, według służb technicznych placówki – przerwa w dostawie energii trwała około kwadransa.

Dlaczego w niedzielę przez około 40 minut nie było prądu w całym szpitalu, czy taka sytuacja nie zagrażała pacjentom? – z takim pytaniem zwrócił się do nas jeden z czytelników.

Ze sprawą zwróciliśmy się do Jarosława Gucwy, wicedyrektora szpitala. Z tego, co mi przekazano, nie zadziałały mechanizmy, które w przypadku braku prądu włączają kolejne rzeczy – mówi. Na nasze pytanie, czy sytuacja nie zagroziła pacjentom, którzy np. w tamtym momencie byli podłączeni do respiratora, odpowiada: Mamy kilka mechanizmów zabezpieczających i żaden ze sprzętów, które wymagają prądu, nie wymagał odłączenia. Sprzęt działał, kolejne systemy zabezpieczające – ja się na tym nie znam – ale coś, co jest zakupione, zadziałało – dodaje.

Według Jana Komasy, kierownika działu techniczno-gospodarczego szpitala, w niedzielny wieczór były przerwy w dostawie prądu ze strony firmy energetycznej. Nasza rozdzielnia nie odpaliła, ale trwało to chwilę. Elektryk poszedł, włączył i napięcie wróciło do normy. Jakiś system się zawiesił – mówi.

Według relacji kierownika działu techniczno-gospodarczego szpitala, reakcja elektryka nastąpiła po 10-15 minutach. Następnego dnia mieliśmy kolejny zanik prądu, ale wtedy wszystko zadziałało, jak należy. Trudno powiedzieć, co było przyczyną, czy było to zwykłe zawieszenie się, co zdarza się w przypadku komputerów, bo wszystko teraz opiera się na elektronice – dodaje Jan Komasa.

Zlecił on przeprowadzenie szczegółowej kontroli systemów zabezpieczających. Mam ściągniętą firmę, która ma zrobić przegląd i wszystko sprawdzić. Chodzi o to, żeby wyeliminować wszystkie możliwe błędy i zakłócenia.

—————————————-

Aktualizacja, godz. 15.26:

Już po naszej publikacji skontaktował się z nami Jarosław Kycia, dyrektor szpitala, z którym nie udało nam się wcześniej skontaktować:

Mamy kilka źródeł awaryjnych, zadziałało dopiero trzecie, czyli akumulatory. Nie było żadnego zagrożenia dla pacjentów. Ponieważ zasilanie przejęły akumulatory, w pewnych miejscach rzeczywiście ograniczono światło, ale jest to tak skonstruowane, żeby nie stwarzało zagrożenia dla pacjenta. Tak więc jedno z urządzeń nie zadziałało, ale cały system zadziałał. Natomiast na pewno trzeba wyjaśnić, czemu od razu nie zadziałał drugi agregat – powiedział w rozmowie z mojaBochnia.pl dyrektor Jarosław Kycia.