Na sesji o procesie ws. łącznika: „zabawa w ciuciubabkę”, „konflikt”, wniosek o spotkanie z mieszkańcami

Wiadomości o skardze na decyzję środowiskową, jaka trafiła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, zaniepokoiła radnych. Na czwartkowym posiedzeniu Rady Miasta, można było słyszeć głosy zaniepokojenia sytuacją. Padł również wniosek o zorganizowanie spotkania z mieszkańcami, którzy złożyli skargi.

O sprawie szykującego się procesu sądowego (informowaliśmy o nim na łamach mojaBochnia.pl) wspomniał burmistrz Stefan Kolawiński. Decyzja została zaskarżona przez indywidualne osoby w sądzie w Warszawie. Bez wątpienia doprowadzi to do opóźnienia. To, co wydawało się w zasięgu ręki, czyli poprawienie niewielkich w sumie uchybień dotyczących procedowania decyzji środowiskowej, aby decyzję uzyskać do końca roku, w chwili obecnej trudno mi powiedzieć, jakie będą tego losy. Zmagali się poprzedni burmistrzowie, zmagali się z tym zagadnieniem również poprzedni starostowie i mimo, że występują w tej kwestii razem, mówią jednym głosem, trzeba wziąć pod uwagę, że ktoś ma zamiar realizować swój partykularny, prywatny interes, zmierza do tego, aby poprzez przeciągnięcie procedury doprowadzić do przeciągnięcia możliwości zrealizowania łącznika w tej wersji, na którą generalnie wszyscy poprzedni burmistrzowie się zgadzali, również starostowie bocheńscy. Prosiłbym o położenie wszystkich rąk na pokład, żeby tę ważną inwestycję dla miasta zrealizować, żeby wyeliminować te wszystkie punkty zapalne, które powodują że to wszystko ulega odciągnięciu. Nie mogę sobie wyobrazić, że interes zupełnie prywatny jest preferowany ponad interes nie tylko miasta jako takiego, ale również rozwoju całego regionu. Nie mogę tego zrozumieć, ale taka sytuacja ma miejsce – mówił burmistrz Stefan Kolawiński.

Temat poruszyła również radna Marta Babicz. Ta sprawa ciągnie się wiele lat i podejrzewam, że będzie ciągnęła się nadal. Zaczynamy się w tej chwili bawić w jakąś ciuciubabkę, skończy się jedna sprawa, zacznie się następna. Wydaje mi się, że obywatele miasta powinni wiedzieć, kto konkretnie stoi za tym, żeby łącznika nie było. Po prostu, niech ludzie wiedzą, kto temu miastu szkodzi. Mówimy „ktoś tam”, wreszcie niech to będzie jasno powiedziane. Jedne miasta będą kończyć budowę, a my jesteśmy ciągle przed progiem. Tak nie może na miłość boską być, żeby 30 tysięcy ludzi cierpiało przez parę osób. Jakieś interesy chyba powinny brać górę nad tymi sprawami – stwierdziła radna.

Jan Balicki, przewodniczący rady miasta, zabrał głos w tonie koncyliacyjnym. Mimo wszystko myślę, że trzeba podejść z szacunkiem do każdego, kto broni swojego życiowego interesu. Wiemy najprawdopodobniej, kto to robił, to ta osoba zabiegała o zmianę planów i tak dalej, bo to dotyczy jego rodzinnego bezpieczeństwa i myślę, że nie możemy takiego prawa człowiekowi odbierać. Myślę, że powinniśmy myśleć trochę inaczej: biorąc po uwagę, jak bardzo w tym momencie losy tego projektu, 30-tysięcznego miasta i szerzej są zależne od tego, aby ten interes był wspólny, nie powinniśmy się licytować na wielkość rekompensaty za odstąpienie tego człowieka lub tych ludzi od chronienia swojego życiowego interesu. Łatwo jest tak powiedzieć, natomiast gdyby dotyczyło to każdego z nas, nie jest to takie proste zrezygnować z majątku rodzinnego lub z sensownego ułożenia sobie życia – zauważył.

Radny Bogdan Kosturkiewicz wystąpił z wnioskiem do przewodniczącego Jana Balickiego. Mam prośbę, aby pan próbował załagodzić ten konflikt pomiędzy panem burmistrzem Stefanem Kolawińskim a mieszkańcami, którzy odwołują się od decyzji. Myślę, że takie spotkanie mogłoby być zorganizowane w budynku urzędu miasta, oczywiście pana burmistrza należałoby zaprosić i również osoby zainteresowane tym projektem, myślę że również my radni wzięlibyśmy udział w takim spotkaniu. Nie chodzi o to, aby walczyć z sobą, interes nas mieszkańców powinien być wspólny. Powinniśmy na tej sali próbować znaleźć rozwiązanie, żeby te prace ruszyły do przodu. Na komisji rewizyjnej proponowaliśmy, aby tym mieszkańcom zaproponować konkretne nieruchomości. Nie ma żadnego sensu eskalacja tego konfliktu. Bo jeżeli strony nadal będą się targować z sobą, pozwolenie może trwać jeszcze kilka lat. Trzeba z sobą rozmawiać – argumentował.

Nie ma żadnego konfliktu, jest tylko rozbieżność interesów. Nie ma konfliktu – podkreślił burmistrz Stefan Kolawiński. Panie radny, proszę nie mówić, że pana oszukiwałem, kłamałem, bo to nieelegancko. Teraz próbuje mnie pan znowu wmanewrować, że jest jakiś konflikt. Rozmowy z mieszkańcami będą prowadzone, będą kontynuowane, bo takie rzeczy się zdarzają. Przecież te główny zainteresowany dostał kilka propozycji zamiany nieruchomości. Nie skorzystał. Jeżeli mówimy o kwestii wywłaszczenia, doskonale rozumiem tego pana, dlatego że moja rodzina została wywłaszczona. Cała ulica Galasa, część hotelu Florian jest na mojej ojcowiźnie. Wiem co rodzice przeżywali, będąc kilkakrotnie wywłaszczani z tamtego kawałka. Dlatego z największą troską podchodzę do tego. Ale wywłaszczenia, które się dokonywały w latach 60-70, to nie są te same wywłaszczenia, które są dokonywane teraz. Teraz ludzie często daliby na mszę, żeby znaleźć się w obszarze wywłaszczenia związanym z budową autostrady, łącznika. Odszkodowania są godziwe i jak najbardziej odzwierciedlają wartość gruntu, który jest zabierany. Więc ubolewam, że dzieje się krzywda rodzinie, że rodzina jest wywłaszczana z gruntu, który przynależy do niej od wielu lat, czasami pokoleń, ale lokalizacja akurat w takim miejscu powoduje, że innych działań podjąć nie można – argumentował burmistrz.