Była przetrzymywana w stajni, teraz ma własne cztery kąty

Minął rok od ujawnienia bulwersującej sprawy, jaka rozegrała się w Buczkowie (gm. Rzezawa). 24-letnia wówczas Aneta P. była przetrzymywana w stajni. Dziś, po wielomiesięcznym pobycie w szpitalu, gdzie przeszła zabiegi chirurgiczne, mieszka w domu pomocy społecznej w Bochni.

Dziewczyna od kilku miesięcy nie była myta i przebierana, ponadto na skórze pleców i pośladków posiadała odleżyny z licznymi otwartymi ranami ciała – informował w grudniu 2013 roku Łukasz Ostręga, rzecznik bocheńskiej policji. Kobieta trafiła do szpitala. Była w tak złym stanie, że początkowo lekarze walczyli o jej życie. Konieczna była amputacja pośladka oraz części uda. W efekcie 25-letnia dzisiaj Aneta P. nie może samodzielnie chodzić i porusza się na wózku inwalidzkim.

8 lipca postanowieniem sądu trafiła do Domu Pomocy Społecznej w Bochni, gdzie ma zapewnioną opiekę. Pracownicy DPS-u są przejęci historią życia swojej pensjonariuszki. Dom pomocy dla osób przewlekle psychicznie chorych funkcjonuje już od ponad dziesięciu lat, ale w historii naszego domu nie mieliśmy podobnego przypadku – mówi Barbara Hałas, szefowa bocheńskiego DPS-u. Cieszę się, że są takie placówki, jak nasz dom, że możemy służyć ludziom. Ta sprawa była szczególnie dramatyczna i wywołała nasze zdziwienie, że takie przypadki są i dotykają również społeczeństwo naszego powiatu – dodaje.

Podopieczna DPS-u ciągle jest zamknięta w sobie, ale stopniowo zaczyna nawiązywać kontakt z otoczeniem. Kontakt ma z nią na co dzień Monika Piechnik-Tobiasz, kierownik działu terapeutyczno-opiekuńczego dla osób przewlekle psychicznie chorych. Pani Aneta trafiła do nas ze szpitala. Była osobą leżącą z odleżynami, które były opracowane chirurgicznie. Na początku była bardzo niespokojna, krzykliwa, bo trafiła w środowisko osób, których nie znała.

Powoli kobieta adoptowała się w nowym środowisku. W tej chwili jesteśmy w stanie nawiązać z nią kontakt, potrafi powiedzieć pojedyncze słowa, czasem udaje jej się powiedzieć proste zdanie. Przegląda czasopisma, lubi uczestniczyć w zajęciach terapeutycznych, np. bardzo ładnie maluje. Musi mieć na to jednak dzień i ochotę.

Pani Aneta mieszka w pokoju jednoosobowym z łóżkiem sterowanym pilotem i stolikiem do spożywania posiłków. W jej pokoju jest dużo zabawek. CJeżeli ma taką potrzebę, zjada posiłki w łóżku. Jak potrafi, tak zjada. Nie wyręczamy jej w tej czynności, tylko umożliwiamy jej ruszanie rękami w takim zakresie, w jakim da radę. Niepełnosprawna kobieta nie jest w stanie samodzielnie skorzystać z toalety, stąd konieczność całodobowej opieki.

Najprawdopodobniej miesiące spędzone w odosobnieniu osadziły się w psychice 25-latki. Ma lęki, które nie wiadomo, skąd się biorą. Czasem potrafi się obudzić w środku nocy i krzyczeć. Ostatnio wokół pani Anety było wiele zainteresowania ze strony mediów. Kobieta źle reaguje na dziennikarzy (świadomie nie narażaliśmy jej na naszą obecność). Bardzo źle reaguje na dziennikarzy, na kamery, na osoby z zewnątrz, uwidacznia się to dopiero po fakcie. Jest wtedy niespokojna, agresywna, krzyczy, wypowiada słowa, że się boi, „zabierzcie mnie stąd”.

Jak przyznaje opiekunka, kobieta nie zabiega o kontakt z matką (kobieta decyzją sądu ma zakaz zbliżania się do własnej córki). Nic nie mówi na ten temat. Jej stosunek do matki jest chyba raczej obojętny – przyznaje Monika Piechnik-Tobiasz.

Gdy jest sprzyjająca pogoda, 25-latka ma możliwość przebywania na świeżym powietrzu. Jest wywożona na zewnątrz na wózku inwalidzkim. W razie potrzeby, jeździ również na konsultacje lekarskie do przychodni.

Bardzo dużo życiu przeszła. Ma taki bagaż doświadczeń, że niejeden człowiek u schyłku życia tyle nie przeszedł, co ona. A ma dopiero 25 lat – mówi Monika Piechnik-Tobiasz. Została do nas skierowana na czas nieokreślony. Po prostu my będziemy jej domem, dom pomocy społecznej będzie jej domem, a my jej rodziną – konkluduje Barbara Hałas, dyrektor DPS w Bochni.