Bochnia gotowa na przyjęcie uchodźców?

Czy do Bochni trafią uchodźcy z Bliskiego Wschodu i północnej Afryki? 6 września papież Franciszek zaapelował, aby każda parafia przyjęła jedną rodzinę imigrantów. Jak odnoszą się do tego władze diecezji tarnowskiej oraz bocheńskiego magistratu? Co o sprawie myśli proboszcz największej bocheńskiej parafii?

Działania miasta Bochnia dotyczące imigrantów muszą być zbieżne z działaniami Państwa Polskiego. Ustalenia dotyczące uchodźców nie są jeszcze podjęte ani na szczeblu Unii Europejskiej, ani na szczeblu krajowym. Do tego dochodzi apel Ojca Świętego Franciszka, o przyjmowanie co najmniej jednej rodziny przez każdą parafię. Bez ramowych rozwiązań, UM Bochnia nie jest w stanie ani zastąpić działań rządowych, ani określić dzisiaj jaki ostatecznie kształt i rozmiar przyjmie forma pomocy uchodźcom – mówi Andrzej Koprowski, asystent burmistrza Bochni.

Zwraca uwagę, że w gronie emigrantów nie wszyscy wymagają pomocy. Już Niemcy i inne państwa nabrały trochę podejrzeń, jeśli chodzi o uchodźców, bo widać, że jest tam sporo osób, które nie są z Syrii, a na fali uchodźctwa chcą przejść do krajów europejskich, gdzie chcą sobie ułożyć sobie lepsze życie, nie dlatego że ich ściga wojna i mają śmierć nad głową, tylko dlatego żeby było im łatwiej i wygodniej. Dlatego myślę, że apel papieża Franciszka jest bardzo cenny, jednak skłaniałbym się do tego, żeby kultura muzułmańska pozostała u siebie, a do nas przyszli Syryjczycy, którzy są chrześcijanami. Łatwiej się zasymilują ze społeczeństwem – dodaje Andrzej Koprowski.

Myślę, że to jest pułapka, żeby teraz szybko odpowiedzieć tak czy nie – mówi w rozmowie z mojaBochnia.pl ks. Leszek Leszkiewicz, proboszcz parafii św. Mikołaja w Bochni. Problemem podstawowym jest to, że do Europy przybyło bardzo wielu ludzi, którzy z różnych powodów opuścili swoje ojczyzny. Niejednokrotnie narażali swoje życie po to, żeby dotrzeć do Europy, obecnie cierpią, są w obcej ziemi i nie możemy zamykać oczu i powiedzieć, że problemu nie ma. Jest wyzwanie, które stoi przed wszystkimi ludźmi, a przede wszystkim przed ludźmi wierzącymi: co mamy zrobić. Papież Franciszek podaje pewną wskazówkę i nie jest to jakiś nakaz ani rozwiązanie dopracowane szczegółowo dla każdej parafii. Jest to wskazówka pokazująca nam, że musimy podjąć jakieś decyzje, żeby tych ludzi nie skazać na śmierć ani na to, że oni się zamkną w jakichś wspólnotach, które mogą później być bardzo niebezpieczne dla Europy. Musimy podjąć dyskusję wewnątrz państwa, Kościoła, diecezji, parafii, żeby dokonać właściwych wyborów: na ile jesteśmy w stanie zapewnić pobyt tym rodzinom, w jaki sposób możemy ten pobyt przygotować, zorganizować.

Uważam, że jeśli dzisiaj ktoś szybko mówi: „tak, przyjmiemy rodzinę chrześcijańską”, albo mówi: „nie, nie przyjmiemy”, to są to wypowiedzi budowane na bazie emocji i własnych poglądów społecznych, politycznych, natomiast one niczemu dobremu służyć nie będą. Pierwsza rzecz, jaką trzeba mieć na uwadze to to, że państwo nie może zrzucić odpowiedzialności za emigrantów na Kościół. Po apelu papieża było już słychać: „co Kościół zrobi?”. I teraz wszyscy wyczekują, że jeśli każda parafia przyjmie jedną rodzinę, to państwo nie ma problemu. Byłoby to bardzo nieracjonalne działanie i świadczyłoby o tym, że państwo w ogóle nie ma jakiejś wizji, która ten problem mogłaby próbować rozwiązać. Wydaje mi się, że jest tu rola do współdziałania, rozmów, do wypracowania jakiejś strategii, no i trzeba nam także widzieć problem w całym zarysie. Bo jeśli nie ma jakieś polityki, strategii, jeśli prawdą jest, że na uchodźcach, emigrantach zarabiają przemytnicy, jeśli nasze granice będą otwarte dla wszystkich, którzy dotrą do Europy, w pewnym momencie możemy zobaczyć, że nie potrafimy nic zrobić, a mamy tylko mnóstwo problemów – dodaje kustosz bocheńskiej Bazyliki.

Ks. Leszek Leszkiewicz przywołuje apel Jana Pawła II z 2003 r., gdy Stany Zjednoczone decydowały się na wojnę w Iraku. Papież prosił, żeby nie rozpoczynać wojny, że wojna niczego nie rozwiąże. Wtedy nie posłuchano papieża, dzisiaj mamy tego owoce. Wydaje mi się też, że jeśli chodzi o naukę społeczną, Kościół wskazuje wiele istotnych problemów, które trzeba rozwiązywać, żeby potem nie było większych problemów. No i Kościoła się wtedy nie słucha. Natomiast, kiedy mamy już problem, bardzo często na Kościół próbuje się przerzucić wszelkie rozwiązania tychże problemów i obwinia się nieraz Kościół: ludzie wierzący, a zachowują się w taki, a nie inny sposób.

Duchowny dziwi się, że kraje Unii Europejskiej i tzw. świat atlantycki „nie próbuje rozwiązywać problemu na miejscu”. Przecież ci ludzie mają swoją ojczyznę, tam jest wojna, ktoś do tej wolny doprowadził. Zachód bardzo często czerpie wiele dóbr naturalnych z krajów, gdzie są teraz wojny, jest to teraz cała Afryka. Jakoś rządy państw zachodnich nie mówią o tym problemie” przecież okradaliśmy tych ludzi i okradamy ich dzisiaj. O tym się nie mówi. Natomiast później, kiedy są skutki, jesteśmy bezradni, nie potrafimy zaradzić tym biedom, tym problemom, które dzieją się w świecie. Podam przykład: nasi misjonarze pracują w Republice Centralnej Afryki. W tym kraju toczyła się wojna, dzisiaj trudno powiedzieć, że jest pokój, pewno dalej toczy się wojna. Ten kraj powiada wiele złóż naturalnych. Dlaczego Zachód nie zadba o to, żeby te dobra pozostawić w kraju? Nigdy nie słyszałem wypowiedzi polityków: nie okradamy tamtych ludzi, kupujemy uczciwie po cenach rynkowych, tak jak na całym świecie dobra naturalne i będziemy wymagać, żeby miejscowe władze przeznaczyły uzyskane pieniądze na szkoły, służbę zdrowia, budowę dróg. To się nie dzieje, więc wydaje mi się, że w Europie mamy trochę hipokryzji. Niby chcemy pomagać, mówimy o prawach człowieka, natomiast bardzo często te prawa są łamane przez wielkich tego świata, i jest cisza, nie ma żadnego głosu, że coś jest nie tak. Jeśli nie będziemy szukali rozwiązań w przyczynie, to ze skutkami możemy sobie nie poradzić – zwraca uwagę ks. Leszek Leszkiewicz.

O sprawę uchodźców i apelu papieża Franciszka zapytaliśmy również rzecznika Kurii Diecezjalnej w Tarnowie. Zgodnie z sugestią zawartą w Komunikacie Prezydium Konferencji Episkopatu Polski ws. Uchodźców, pomoc w tej kwestii będzie koordynowana przez Caritas Polska, a w poszczególnych diecezjach przez diecezjalne Caritas – mówi ks. Ryszard Nowak, rzecznik tarnowskiej Kurii. Na obecnym etapie ważne są decyzje i działania organów władzy państwowej, gdyż ona jest stroną, która może zgodnie z obowiązującym prawem umożliwić uchodźcom przybycie do Polski. Wtedy na miarę konkretnych potrzeb jakie się pojawią zaangażują się instytucje kościelne. Strona kościelna nie wyobraża sobie działania w tej materii na własną rękę, bez współpracy w władzami świeckimi.

W niesienie pomocy uchodźcom włączy się oczywiście Diecezja Tarnowska, są prowadzone działania przygotowawcze. Nasza diecezja uczyni to przede wszystkim poprzez struktury diecezjalnej Caritas oraz istniejące prawie w każdej parafii Parafialne Oddziały Caritas, które są – można powiedzieć – siłami szybkiego reagowania, niosącymi potrzebną pomoc w różnych sytuacjach. Owa pomoc trwa systematycznie od wielu lat, niezależnie od tego, czy sprawa pomocy jest nagłaśniana czy też nie.

Ks. Ryszard Nowak przypomina, że Kościół katolicki ma spore zasługi w niesieniu pomocy ludności syryjskiej. Tylko w latach 2013–2015 Caritas Polska na pomoc dla Syrii przekazała ponad 400 tys. dolarów. Pieniądze wydano m.in. na opłacenie działania Centrum Medycznego Bab Sharki w Damaszku, a także na paczki dla dzieci. W Polsce, w ramach pomocy dla uchodźców, Caritas tworzy Centra Pomocy Migrantom i Uchodźcom. W roku 2014 Centra Caritas pomogły ponad 3 tyś. uchodźców.

Pomoc idzie nie tylko ze strony Caritas, ale także za pośrednictwem Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Jego polski oddział już w 2010 roku po II Dniu Solidarności z Kościołem Prześladowanym przekazał do Iraku ponad 856 tys. zł. W 2014 roku w ramach akcji „Ocalmy chrześcijan w Iraku” zebrano i przekazano ponad 2 mln zł. W tym samym roku – po VI Dniu Solidarności z Kościołem Prześladowanym – do Syrii przesłano ponad 3 mln zł. Łącznie przekazano ponad 6 mln zł – z tego ponad 4 mln zł pochodziły ze zbiórek do puszek w polskich parafiach. Ludziom poszkodowanym w ramach działań wojennych pomoc przede wszystkim potrzebna jest tam, na miejscu. I tę formę pomocy również nadal trzeba podtrzymywać, nie można o niej zapomnieć.

Gdy chodzi o konkrety związane z pomocą uchodźcom, to myślę, że trzeba jeszcze poczekać na ustalenia jakie zapadną po spotkaniu dyrektorów diecezjalnych Caritas. Potrzebne są też konkretne działania odpowiednich organów władzy państwowej, aby poznać skalę zapotrzebowania na pomoc dla uchodźców, czas jej uruchomienia, a także oczekiwane formy współpracy w niesieniu skutecznej i systemowej pomocy – konkluduje rzecznik tarnowskiej kurii.